niedziela, 17 stycznia 2016

Poznanie

Sam sylwester minął mi bardzo miło, bez szaleństw, ale bardzo miło go wspominam. To co działo się trochę wcześniej i trochę później chce tu opisać.

Temat Byłej jest ostatnio u mnie dość często. Dla uproszczenia nazwę ją A.
Więc, A jest to kobieta, która działa mi na nerwy i robi to z premedytacją. Bo Mój utrzymuje z nią dalej kontakt, więc jestem skazana na jakąś tam jej obecność.

Na dzień czy dwa przed sylwestrem, A napisała do Mojego, że chyba będzie się musiała mu wbić na sylwestra, bo na imprezie na której ona ma być, będzie jakiś ziomek, który ją prześladuje.
Tak po chamsku chciała się wprosić. Mój robił sobie z tego jaja, ale wcale by mu nie przeszkadzała ona na sylwestrze, więc oddał sprawę w moje ręce. Koniec końców pokłóciliśmy się o to okrutnie, już mniejsza o szczegóły, bo wałkowaliśmy to już.

Po sylwestrze, parę dni po, nie wiem ile dokładnie. Siedzimy sobie z Moim i uczymy się czegoś tam, nagle do niego na fb piszę A, czy chcemy iść spacer. Generalnie ona bardzo chciała mnie poznać, bo jesteśmy z Moim już długo itp. Jako, że bardziej nie chciało mi się wychodzić na to zimno niż z nią spotykać, to powiedziałam, że nie chce mi się bo zimno jest i, że jak tak bardzo chce mnie poznać, to niech się pofatyguje do nas. Tak w sumie pół żartem, pół serio to rzuciłam, ale koniec końców, zgodziłam się aby Mój jej to napisał. Tutaj zaczęła się bardzo wykręcać, że nie bo zimno ( a sama chciała iść na spacer ) i jakieś totalnie absurdalne teksty zaczęła pisać typu, że ona się nie będzie do Niego dostosowywać, że było tyle okazji i ciągle mówił nie itp. Rozbawiło mnie to zupełnie i czułam satysfakcje, że się boi przyjść (bo ewidentnie wyglądało, że się bała). W końcu po kilkudziesięciu minutach, mówienia jej, że jak chce to niech przyjdzie, stanęło na tym, że przyjdzie jutro. Tak, umówiliśmy się z nią (i jeszcze z kumplem Mojego) na następny dzień (wieczór) na granie w Amnestie. Zdziwiło mnie to, że jednak coś z tego będzie.
Zgodziłam się tylko z myślą o tym żeby mieć już to za sobą i z nadzieją, że może dzięki temu trochę się odpieprzy.

Sądny dzień:
Do południa się uczyliśmy, a potem o 18 mieliśmy zacząć tą "imprezę". Ani jedno, ani drugie nie przyszło na czas. Kumpel dlatego, że myślał, że umówiliśmy się na 19, a ona, dlatego... bo zawsze się spóźnia (z tego co Mój mówił). Czułam stres przed tym, nie powiem, dość duży. Miałam duże oparcie w rodzicach Mojego, to pomagało, mogłam sobie do nich trochę ponarzekać i do mojego też w sumie.
Fakt, że się spóźniała dał mi idealny pretekst do mówienia rzeczy typu "co za człowiek, jak można się tak spóźniać. Skarbie z kim ty się zadajesz".
W końcu przyszła, po tym jak się jej przedstawiłam zeszło już w sumie ze mnie ciśnienie. Najpierw gadała tam trochę z mamą Mojego pytając jak się czuje itp. Moja misją na ten dzień było, przeżyć, spróbować się dobrze bawić, ale za cholerę nie dać pokazać mojej irytacji.

Nie wiele z nią rozmawiałam, parę rzeczy mówiłam tak bardziej w eter niż do niej (w odpowiedzi na jakiejś jej tam pytania, nie koniecznie skierowane do mnie). Nasz dialog, był chyba tylko i wyłącznie na temat gry, nie przypominam sobie innej sytuacji w której ja mówiłam do niej, a ona do mnie.
Generalnie, dużo rzeczy już o niej słyszałam wcześniej, np o tym, że jest sztywna i dość małomówna. Ale tego wieczora zaskoczyła wszystkich, rodzice mojego, że nigdy jej takiej "normalnej" nie widzieli. Jej misją jak widać było pokazanie się mi z jak najlepszej strony.
W pewnym momencie, jak graliśmy, zaskoczyłam się, bo zauważyłam, że przestała mi przeszkadzać jej obecność tutaj, ale na szczęście nie trwało to długo, szybko zaczęła mnie irytować.Czym dokładnie? Trzymaniem się jednego typu żartu (co po pewnym czasie przestało być śmieszne) i jakimś wspominkami typu "graliśmy kiedyś z kimś tam w coś tam".

Potem graliśmy chwile w chińczyka, Mój rzucał mi nie wymowne spojrzenia typu "czemu nie podajesz jej kostki?" wiec zaczęłam jej ją podawać trochę.
Teraz kulminacja. Jak już mieli iść, po podaniu ręki mi, zwróciła się, żeby się z nim pożegnać per "pa skarbie". Doskonale wiem, że to było dla żartu i doskonale wiem, że było to po to żeby mnie zirytować. Żałuje tylko, że wtedy nie zareagowałam jakoś na to, po prostu to przemilczałam, żałuje.

Ogólnie spotkanie z nią wspominam kiepsko, nie mam zamiaru prędko się z nim znowu spotkać. A chyba moje założenie się sprawdziło, bo od tamtego czasu, nic do niego nie pisała. Chociaż wiem, że na pewno się jeszcze odezwie.

Bardzo dużo jest we mnie jadu w stosunku do jej osoby, uważam, że w pełni uzasadnionego.
Mniej lub bardziej świadomie czekam na jakiś konkretniejszy powód aby powiedz Mojego żeby z nią więcej nie rozmawiał. Kilka razy mi proponował, że nie będzie, ale ja nie chce mu tego zabraniać bez konkretnego powodu. Jednocześnie, wcale nie chce żeby ten "powód" się wydarzył, nie mówię tu o zdradzie z jego strony, ale o jakimś konkretnym uwodzeniu (Mojego przez nią), albo np. próbie pocałunku. Wiem, że On by mi to powiedział. Bardzo nie lubię tej osoby.