wtorek, 29 grudnia 2015

Jestem uszkodzona

Jestem uszkodzonym człowiekiem i nie, wcale nie mam tutaj na myśli mojego jąkania, ostatnio zeszło, to na inny plan, chociaż się nie zmniejszyło.

Jestem uszkodzona wewnętrznie, mój charakter jest uszkodzony.
Nie raz myślę o bardzo dziwnych rzeczach, często nie do końca świadomie.
Katuje się jakimiś wyimaginowanymi obrazami, które nasuwają mi się do głowy.

Desperacko poszukuje uwagi, najczęściej nieświadomie. Tak, mam 20 lat i ciągle niczym mała dziewczynka poszukuje uwagi.
Nie robię nic specjalnego w tym kierunku. Mój chory umysł chyba uważa, że smutek zapewni mi jakieś zainteresowanie ze strony innych. Z drugiej strony, ma on trochę racji, najczęściej wtedy ludzie są najbardziej zainteresowani.

Zastanawiam się teraz, czy cokolwiek robię dla siebie. Czy może przypadkiem wszystkie moje działania nie są podyktowane kimś innym. Żeby komuś sprawić przyjemność.
Bo hej, jak będę sprawiała komuś przyjemność, to może mnie zauważy, nie?

Dalej mam chłopaka. Brzmię trochę jakbym była bardzo nieszczęśliwa, to nie prawda. Po prostu, pragnę więcej uwagi niż on mi ofiarowuje, ale nie chce od niego tego wymagać, nie chce sztucznej uwagi, nie chce go przymuszać. Mało tego, bez przerwy uważam, że moje uczucia są przesadzone, że nie mam powodu być smutna, że to jest przecież irracjonalne. Dlatego nic nie mówię. Mam wrażenie, że cały smutek, wszystkie moje problemy, jakieś zastrzeżenia, są tylko marnym melodramatem odgrywanym w mojej głowie. Że nie są poważne.

Za bardzo mi zależy, w tym tkwi problem. Nie chce żeby zależało mi mniej, to są moje okruchy szczęścia, nie chcę ich stracić. Boje się to utracić. Ciągle jestem w pętli "co powinnam zrobić" "jak powinnam się zachować".

Nawet pisząc tego posta, gdzieś głęboko w głowie mam myśl "ale ja głupoty piszę".

Historia wielu ludzi pokazała, że jeżeli komuś zależy za bardzo, to potem się sparzy. Nie chcę być jedną z nich.

Co jest ze mną nie tak? Dlaczego tylko kilka dni rozłąki sprawia, że zaczynam mieć jakieś czarne wizje?

niedziela, 29 listopada 2015

Impreza i po imprezie.

Spisywanie swoich wspomnień jest świetną sprawą, chociaż wolałabym to robić w tradycyjny sposób niestety nie mam tej możliwości.

Dość długo tutaj nie pisałam, bo już ponad miesiąc, ale jakoś nie miałam czasu. Brak czasu jest ostatnio u mnie na początku dziennym. Cały czas jestem zawalona nauką, w jeden tydzień mniej w inny więcej, ale wciąż. Dodatkowo wzięłam sobie na głowę weekendowy kurs, który trwa po 8 godzin ;p Mimo tak napiętego grafiku, cieszę się, że mam dużo do roboty, mimo, że nie raz narzekam na brak wolnego czasu.

Wczoraj byłam na urodzinach u znajomej Mojego, którą ja też już dobrze znam. Dawno nie byłam już na żadnej imprezie. Było naprawdę super, z Moim prawie przez cały czas tańczyliśmy, mimo, że jakoś większość nie chciała. Nie bardzo rozumiem fenomenu bycia na imprezie i siedzenia prawie ciągle w kuchni. Nie wiem czy tak jest tylko w moim przypadku, ale zauważyłam, że ludzie na imprezie raczej unikają ludzi, których generalnie nie znają. Sama raczej nie jestem typem za bardzo socjalnym, ale nie mam problemu tańczyć z kimś kogo nie znam, a tutaj ludzie trochę unikali tego typu "wygłupów".

Przyjaciółka mojej siostry co raz bardziej zaczyna działać mi na nerwy, ma bardzo nie wyparzoną gębę. Generalnie ona nie lubi Mojego i już mi to powiedziała kiedyś, ale to że kogoś się nie lubi nie zwalnia z tego żeby zachowywać się w sposób kulturalny.
Koło 3 w nocy zwineliśmy się z imprezy, bo Mój chciał wrócić porannym pociągiem do siebie do domu, kiedy przyszliśmy do mnie po jego rzeczy, tam jako, że moja siostra robiła w ten sam dzień imprezę, więc ona i jej przyjaciółka jeszcze nie spały. Nie mogły się nadziwić faktu, że Mój chce wracać tak wcześnie, namawiały go żeby się przespał itp. Jakieś dziwne teksty się sypały typu "tak bardzo chcesz wracać do rodziców, jasne" albo na wieść, że idę go odprowadzić (co dla mnie jest naturalne, jak człowiek nie zna miasta) "dziewczyna ma odprowadzać chłopaka...". Atmosfera była bardzo gęsta, ale podziwiam Mojego za opanowanie. Potem nad ranem jeszcze słyszałam (oczywiście ona myślała, że nie słyszę) nagadywanie na to, że Mój pojechał tak wcześnie, że go odprowadzałam, że go nie zatrzymywałam it.

Wstyd mi za nich bardzo, nie rozumiem jak można się tak zachowywać. Nie chciałam żeby Mój został, bo wiem, że źle się u mnie czuje, czemu się wgl nie dziwię, bo ja sama bardzo często źle się tutaj czuje. Ludzie z mojego otoczenia są jakby strasznie wyrwani z rzeczywistości.

Wiem, że uważają mnie za dziwną, ale ja się czuje dziwnie normalna w tej swojej dziwności. Uważam, że taka właśnie powinnam być, dobrze mi z byciem dziwną.

sobota, 17 października 2015

Masochistka

Tak ostatnio naszła mnie myśl, że wiele ludzi jest masochistami.
Poddajemy się własnym uczuciom i trwamy w nich, tak jakby sprawiały nam satysfakcje.
Jest możliwość oderwania się od złych myśli, od złego nastroju, ale bardzo często nawet się nie próbuje tego robić, tylko człowiek zatapia się w goryczy i rozpaczy.

Jako, że rok akademicki się zaczął, a razem z nim język obcy, to zaczął się dla mnie olbrzymi stres. Złapałam się ostatnio na tym, że ciągle mam zły humor i ciągle chodzę zestresowana.
Ostatnio, kiedy było jakieś wydarzenie (powiedzmy dla przykładu za godzinę miałam mieć pierwszą lekcje angielskiego), tak sobie siedziałam i zastanawiałam się co to będzie, ale nie odczuwałam fizycznego stresu. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego nie odczuwam tego stresu chociaż powinnam, w końcu to moja naturalna reakcja i w tym momencie zaczęłam go odczuwać.
Będę teraz mówić czysto personalnie i mam nadzieje, że nie zostanie to opatrznie zrozumiane.
Jest w smutku coś "przyjemnego", mam czasem poczucie, że zasłużyłam na niego i to właśnie jest, to "satysfakcjonujące" uczucie. Jestem w stanie jakoś zmienić swoje myślenie, przestać się smucić czy martwić (nie jest to łatwe, ale jestem w stanie), a jednak bardzo często trwam w tym smutku, pozwalam mu zalewać moje serce. Też trochę jakbym szukała pozwolenia na to żeby być smutną, podświadomie chcę żeby ktoś zainteresował się moimi problemami.

Jest to na tyle ciężki temat, że ciężko mi wyrazić dokładnie słowami co mam na myśli. Ale zastanawiając się nad tym, to wiele ludzi ma taki mechanizm, że np włącza sobie jakieś dołujące piosenki, to też jest rodzaj masochizmu, bo doskonale zdajemy sobie sprawę, że od tych piosenek będzie nam tylko gorzej.

niedziela, 4 października 2015

Same stresy

Stresuje się. Rok akademicki się zaczął, ale ja do tej pory nie miałam jeszcze żadnych zajęć z przyczyn technicznych, ale to bardzo dobrze. Ponieważ przepisali mnie do innej grupy, tak jak wiele innych osób, zgłosiły się osoby, które chcą się zamienić i wszystko miało być załatwione przez naszego starostę. Okazało się, że panie z dziekanatu nie chciały przepisać wszystkich, ale przepisały kilka osób (są równi i równiejsi). Jutro idę z "kumplem" do dziekanatu próbować się zamienić, on chce iść do mojej grupy ja do niego. Z czego to jemu jednak bardziej zależy niż mi, bo ja po tym jak się dowiedziałam, że starosta tego nie załatwił, to już chciałam rezygnować.
Każda opcja ma dobre i złe strony, jak zostanę w tej grupie, to nie będę się musiała pieprzyć i tłumaczyć profesorom, że się przepisałam, ale nie znam zbyt wiele osób z tej grupy. Jest wiele spraw związanych z tym semestrem, które mnie martwią. Nr 1 język, 2 seminarium na którym podobno każdy ma jakiś referat wygłaszać itp. Chaos ogarnął tym semestrem, na chwile obecną nie wiem dosłownie nic. Ile jeszcze stresu muszę przeżyć? Chyba nie mogę chociaż jeden dzień odpocząć. Jeszcze dodatkowo jedna sprawa mnie martwi, ale o tym nie będę tutaj pisać (przynajmniej na razie).

W piątek urządzamy u nas parapetówkę, cieszę się na nią, chociaż większość ludzi, to będą znajomi Mojego i Współlokatora. Ja zaprosiłam jakieś 5 osób, przy czym MOŻE przyjdą 3. Swoją siostrę też zaprosiłam (tak bardziej ze względu tego, że wypada), ale nie sądzę żeby przyszła, bo nie zaprosiłam jej przyjaciółki z którą ostatnio miałam spięcie. Ja chce się dobrze bawić, nie mam zamiaru się irytować i kogoś pilnować. Mam nadzieje, że ode mnie też się ktoś pojawi, bo na pewno będę się czuć lekko niezręcznie, a tak to będę miała "sprawdzoną" osobę do pogadania :p

W sumie nie wiem co mogę jeszcze napisać, znowu mam spadek motywacji.
Osy, tworzą nam gniazdo niedaleko okna.

sobota, 12 września 2015

Studia, plany i dziwne zainteresowanie Ex.

Lubię pisać, zawsze lubiłam. To, że kartka zapisuje się moimi myślami (czy to wirtualnie, czy na papierze), to takie twórcze, zostawia ślad.
Założyłam sobie zeszyt, taki do samorozwoju, do zapisywania planów itp, tak bardziej zacznę go prowadzić jak zacznie się rok akademicki, ale już troszkę tam nabazgrałam. W tym semestrze chce mieć średnią co najmniej 4,0 i wiem, że jestem w stanie to zrobić. Mimo tego, że w tym semestrze mam 8 zajęć + basen, ale mieszkam teraz bardzo blisko uczelni, więc odchodzi mi marnowanie 2 godziny dziennie na dojazd! Bardzo podobają mi się studia, lubię się uczyć, jedyne co mi przeszkadza, to ciągły stres (związany z mową), a w tym semestrze będę go mieć szczególnie dużo. Chce jak najlepiej wykorzystać ten czas, robić sobie codziennie plany, to bardzo mi pomaga i dodatkowo motywuje. Chcę wprowadzić do swojego jadłospisu więcej zdrowych produktów, ale nie chce rezygnować z drobnych, niezdrowych przyjemności, jak na przykład zapalenia papierosa od czasu do czasu, nie uważam żebym musiała sobie tego odmawiać. Chce zacząć regularnie biegać, chodząc na siłownie w Anglii przekonałam się (po raz kolejny), że uwielbiam sport. Dużo rzeczy się mówi, a potem z realizacją bywa różnie.
Co mi zawsze utrudniało realizacje celów? Jakieś niespodziewane rzeczy, które zaburzały mój plan dnia. Nie cierpię monotonii, ale jednocześnie lubię mieć sztywno zaplanowany dzień. W momencie kiedy nie żyje tylko sama dla siebie (kiedy np jestem u rodziny), to ciężko mi jest trzymać się jakiegoś planu. Na szczęście, mam tak dojrzałego faceta, że bez problemu zrozumie kiedy mu np. powiem żeby teraz mi nie przeszkadzał, bo coś robię :) To samo w sobie jest bardzo budujące gdyż mnie nie ogranicza w żadnym stopniu.

Mój ostatni post wzbudził jak dotąd chyba największe zainteresowanie na moim blogu, ludzie chyba lubią czytać o niezbyt pozytywnych rzeczach :p

Odpoczęłam trochę psychicznie. Ciągle mówiłam sobie, że nie mogę sobie tak po prostu leżeć i nic nie robić. Ale jednego dnia, kiedy właśnie tak sobie leżałam i dopadły mnie te myśli, stwierdziłam, że nie zrobię wszystkiego w jeden dzień, a takie "przyzwolenie" na odpoczynek dobrze zrobi mojej psychice. I serio poczułam się po tym dużo lepiej. Takie dni są potrzebne.

Czy wam też bez przerwy chodzą po głowie jakieś durne melodię? Nie rozumiem tego, nawet jeżeli nie myślę o niczym (świadomie bądź nie), to w mojej głowie mimowolnie rozbrzmiewa jakaś melodyjka i cholernie ciężko się tego pozbyć. Teraz jest tak samo, nie pamiętam skąd znam tą melodię, ale kojarzy mi się z jakąś reklamą. To strasznie przeszkadza w koncentracji.

Ciekawy fakt, Ex Mojego ostatnio co raz bardziej zależy na tym żeby mnie poznać. Parę razy już się pytała Mojego, kiedy mnie pozna. Dziwne... Nie wiem czy wspominałam, że Mój dalej utrzymuje z nią kontakt, chyba nie, a więc tak, rozmawiają ze sobą. Czy mnie to drażni? Trochę, ale co raz mniej, co raz bardziej jestem pewna tego, że jego uczucie do niej nagle nie wróci. Jej osoba mnie drażni, Mój pokazuje mi czasem ich wiadomości, widać doskonale, że czasem specjalnie piszę coś żeby mnie zirytować (bo wie, że rozmawiamy czasem na jej temat). Kompletnie nie mam ochoty jej poznać, nie interesuje mnie jako osoba, interesuje mnie tylko czy między Nią, a Moim nic się nie dzieje. Ufam mu, dlatego staram się stosować do jego rady, abym nie dała się jej irytować. Mój wiele mi o niej opowiadał, na samym początku okropnie nie pochlebnie, ale teraz już raczej neutralnie. Z tego co On mi opowiadał (i co słyszałam od jego rodziny, znajomych itp), to uważam, że jest Ona niedojrzała, arogancka, niepoważna, ale również jest inteligentna (niechętnie to przyznaje), "przebiegła" i wyrafinowana. Wiem, wymieniłam większość złych cech, ale nic na to nie poradzę, że tak ją postrzegam, a pewnie niedługo będę mieć tą wątpliwą przyjemność ją poznać.
Trochę mnie to zdziwiło i nawet z lekka zirytowało, że tak co raz częściej mówi (co raz bardziej czynnie, np proponuje żebyśmy gdzieś poszli) żebyśmy się poznały, ale nawet mi to trochę schlebia, nie sądziłam, że moja osoba tak ją ciekawi ;p Coś tak wspomniała żebyśmy poszli gdzieś do parku, czy coś. Mam nadzieje, że nie zaproponuje tego znowu, kompletnie tego nie widzę, byłoby to co najmniej dziwne, ja, Mój i jego Ex. Jak zaproponuje to zupełnie nie mam pojęcia czy się zgodzę, tak zupełnie. Z jednej strony kompletnie nie mam ochoty, a z drugiej noszę w sobie takie uczucie żeby trochę ją poirytować i się pokazać. Jedyne czego nie chcę, to żeby widziała jakąś moją słabość, a NIESTETY moja słabość jest BARDZO widoczna. Jeżeli będę musiała ją poznać, to postaram się z całych sił nie pluć jadem (a będzie to cholernie ciężkie) :p

sobota, 5 września 2015

Wieczna egoistka

Zdecydowałam się napisać nowy post z dwóch powodów, wczoraj wydarzył się ciekawy incydent, a dziś czuje taka wewnętrzną niechęć do robienia czegokolwiek.

Zacznę od niechęci. W piątek pisałam 3 termin egzaminu z fizyki... zdałam! Cieszę się z tego bardzo. Ale dzisiejszego dnia jakoś żywcem nie mam humoru, ani ochoty nic robić. Ta niechęć jest głównie spowodowana wczorajszym incydentem.

Umówiłam się z dziewczynami, że jedziemy do Rzeszowa się trochę pobawić, nasza znajoma tam studiuje, ma mieszkanie więc jest gdzie spać. Pominę już fakt, że one postanowiły sobie jechać dzień wcześniej, a dowiedziałam się o tym trochę przez przypadek.
A więc, piątek. Po egzaminie szybko wróciłam do siebie, spakowałam się i pojechałam do mojego rodzinnego miasta. Tam w bardzo szybkim tempie wróciłam do domu, zjadłam szybko obiad i poleciałam na pociąg, tak więc bardzo zalatany dzień.
Dojechałam szczęśliwie na miejsce, znajoma po mnie wyszła i zaprowadziła do mieszkania. Zaczęło się przyjemnie, drinki, śmiechy itp. Była mowa od razu, że potem idziemy do klubu i było to dosłownie obiecane (Bo jaki jest sens jechać taki kawał tylko po to żeby siedzieć w domu?). Moje znajome stwierdziły, że chcą iść wcześniej napić się jeszcze w plenerze, a więc poszłyśmy.
Siedzimy sobie, pijemy, jest w sumie przyjemnie, aż tu nagle kończy się alkohol, a więc jak było mówione idziemy do klubu. Jedna z nich, (nazwijmy ją żeby było łatwiej "Z") najebała się konkretniej, a więc zrobiła się lekka akcja, że wracamy do domu bo ona jest pijana, ale suma sumarum w końcu poszłyśmy do klubu.
Zaczynamy sobie tańczyć, jest całkiem miło, już zapominamy o lekkiej spinie. Jedna z dziewczyn odłączyła się dosłownie na chwilę, tańczyła z jakimś facetem i zniknęła nam z pola widzenia. Z zaczyna wpadać w panikę, że trzeba jej szukać. Nie uważam aby fakt, że kogoś nie ma dwie minuty wystarczał żeby zacząć go szukać. Ale koleżanka znalazła się po dosłownie 30 sekund, więc bawimy się dalej. Bawimy się bawimy i nagle ni stąd ni zowąd, dwie te koleżanki zaczęły się kłócić i jedna gdzieś poszła. Zaczęłyśmy jej szukać, najpierw po klubie, potem wyszłyśmy na zewnątrz.
Tutaj właśnie zaczyna się zabawa. Wszystkie poddenerwowane zaistniałą sytuacją już, gadamy gdzie ona może być, ja powiedziałam, że zamiast stać i przez 10 minut debatować nad tym czy ona może wróciła do mieszkania, a może poszła gdzieś indziej, lepiej będzie jak aktywnie jej poszukamy. Tutaj wtrąciła się Z mówiąc mi, że jestem &^*, że gdzie niby chce ją szukać, na co ja odpowiedziałam jej żeby przestała tak gadać bo mnie wkurza (trochę innymi słowami).
Nagle ona wypaliła do mnie z tekstem, że dobrze, że mnie Mój chłopak nie wkurza. Wkurzyłam się na takie nawiązanie do Niego, żeby ochłonąć wróciłam do klubu żeby przy okazji poszukać Zaginionej.
Tutaj przerwę na chwilę i powiem, że ja nie zależnie od tego czy wypije czy nie, potrafię się zachować, nigdy po alkoholu z nikim nie wszczynam awantur, z nikim się nie szarpie, nie stroje fochów i nigdzie nie uciekam.
Wracam do nich po kilku minutach, pytam czy Zaginiona się znalazła. "Z" zaczęła mnie przepraszać za to co powiedziała (swoją drogą kompletnie nie wiem po co tak bezsensu Jego w to wplątała), zaczęła mi mówić, że ona mnie przeprasza, ale ona go nielubi i że go nie polubi, ale nie musi, że ważne, że my się kochamy, że według niej jest dziwne. Zrobiło mi się przykro, ale powiedziałam, że nie musi go lubić i tyle, zostałyśmy pogodzone.
Chwilę po tym zajściu Zaginiona się znalazła, koleżanka podeszła do niej i w mało kulturalny sposób zaczęła ją ochrzaniać (i słusznie) za to że tak poszła. Na co Była-Zaginiona, znowu sobie poszła gdzieś, nie udało nam się ją dogonić. Ja już co najmniej poddenerwowana cała sytuacją powiedziałam, że nie ma sensu za nią bez przerwy latać i że jak ona się tak zachowuję to ja mam to powoli gdzieś. Na co od Z usłyszałam, że jak Zawsze jestem Egoistką i to mnie zabolało najbardziej. Bo ja osobiście za egoistkę się nie uważam (a kiedy ona to powiedziała, zastanowiłam się czy może aby faktycznie nie jestem), zawsze to ja nad wszystkimi piecze trzymałam (a tego typu akcje przy nich są naprawdę często). Ta moja postawa faktycznie była lekko egoistyczna, bo podyktowane to było tym, że miałam już naprawdę dość takich ich zachowań, bo przyjechałam tutaj taki kawał drogi, bo chciałam się zabawić i w końcu trochę odpocząć. Nie przeczę, że to nie było egoistyczne, ale uważam, że mam prawo czasem do odrobimy egoizmu i że nie muszę się ciągle podporządkowywać ich humorkom, i nie uważam żeby to czyniło ze mnie egoistkę.
Pokłóciłam się z Z, potem ona znowu zaczęła mnie przepraszać, ale mało mnie to obchodziło, bo raz się może zdarzyć, ale po raz kolejny już nie miałam zamiaru tego znosić. Odeszłam od nich kawałek żeby pobyć sama. Potem rozmawiałam chwilę z kumpelą, ona stwierdziła, że nie powinnam się przejmować jej gadaniem, zaczęła mnie pocieszać. Powiedziałam jej, że żałuję, że tu przyjechałam i że jutro wyjeżdżam, zrozumiała mnie.
Dziś rano zaczęłam się zbierać do wyjścia, na co dziewczyny nie chciały mnie wypuścić, stwierdziły, że Z mnie przeprosiła więc mnie nie rozumieją czemu chce jechać. Powiedziałam im prawdę, że chce wracać do domu i kompletnie nie mam ochoty tutaj zostać dłużej. Po długim tłumaczeniu tego samego w końcu dostałam kluczę.

Przydługa historią wiem, bardzo szczegółowo opisuje całe zdarzenie.
Podsumowując, bo pół dnia o tym myślałam. Uważam, że czasem mam prawo do odrobiny egoizmu, uważam, że dobrze zrobiłam, że postawiłam na swoim i wróciłam do domu. Co nie zmienia faktu, że zostało we mnie takie nieprzyjemne uczucie.

Boli mnie ich postawa wobec Mojego Chłopaka, oceniają go przez bardzo wąski pryzmat, po jednym wieczorze spędzonym w swoim towarzystwie. Na odchodne jeszcze Z mi powiedziała, że ona mnie wczoraj przepraszała, że klękła przede mnie i rzuciła w moim stronę tekstem "Ciekawe czy twój xyz (Mój chłopak) kiedykolwiek przed tobą uklęknie, może jakby ci się oświadczał, a i w to wątpię".
Nie rozumiem na jakiej podstawie wyrzuca mi aluzje, że on mnie nie szanuję (bo o to jej chodziło). Ja w przeciwieństwie do nich jeżeli ktoś mi mówi coś takiego, albo mnie w jakiś sposób oskarża, to staram się to przemyśleć, czy może faktycznie tak jest. W tym przypadku nie było inaczej.
Fakt nasz związek nie wygląda tak, że on mi we wszystkim nadskakuję, ale ja tego nie chcę! Jesteśmy ze sobą nawzajem szczerzy i z pełną stanowczością mogę stwierdzić, że jakakolwiek aluzja/sugestia o tym, że on mnie rzekomo nie szanuję jest co najmniej obraźliwa, dla mnie i dla niego.
Przy nikim innym nie czułam się tak dobrze i nigdy nie czułam się tak doceniona i kochana jak przy Nim.

To koniec tego przydługiego postu, chciałam to z siebie wyrzucić i przy okazji mieć pamiątkę żeby nie zapomnieć.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Niedługo wracam

Jakiś czas już tutaj nic nie pisałam, próbowałam jakoś się zebrać, ale nie umiałam.
Za 15 dni wracam do Polski, Mój zostaje trochę dłużej, bo do 14, znalazł pracę więc stara się jak najwięcej zarobić. Szczerze powiedziawszy, mam wrażenie, że dobrze nam zrobi takie 2 tygodnie rozłąki, w czasie tych wakacji widujemy się prawie codziennie. Nie dlatego uważam, że rozłąka nam się przyda, po prostu trochę nie doceniamy nawzajem swojego towarzystwa, On prawie codziennie pracuje, co skutkuje tym, że bardzo często jest zmęczony i nie ma na nic ochoty. Tęskni za domem, wiele razy mówił mi, że chciałby już wrócić, denerwuje mnie to trochę, bo nic nie mogę na to poradzić, to wszystko było jego decyzją, to, że chce zostać dłużej również. Jego zły nastrój często udziela się mnie, za to, gdy on ma dobry humor, to bardzo łatwo jest w stanie mi go poprawić. Cieszę się, że jest tu ze mną, serio, nie wytrzymałabym bez niego dwóch miesięcy, ale trochę już mnie męczą jego ciągłe narzekania, wiem, że jest mu ciężko dlatego staram się go wspierać jak tylko mogę.

Udało mi się zarobić trochę kasy, w dalszym ciągu pracuje, tzn, jest to praca nieregularna, z agencji, ale na razie cyklicznie pracuje w weekendy, dwa dni, co wydaje się niby nie dużo, ale zarobki angielskie są na tyle dobre, że jeżeli będę pracować tak w każdy weekend, to uda mi się zarobić przyjemną sumkę.
Zapisałam się na siłowanie. Najpierw moi rodzice mieli dać nam na nią kasę (mi i mojej siostrze), ale w końcu stwierdzili, że nie dadzą i ja postanowiłam sobie ją zafundować ze swoich pieniędzy. Było mi szkoda trochę, bo w przeliczeniu na polskie, to wcale nie tak mało, ale na prawdę bardzo się opłaca, ta siłownia jest ekstra, a wydanie na to swoich pieniędzy dodatkowo mnie motywuje żeby na nią chodzić.
Byłam dziś ( już wczoraj, bo jest po północy) na rano w pracy, potem koło 18 zadzwoniła babka z agencji czy nie chcemy iść jeszcze na nockę, kurczę zastanawiałam się, gdyby dała znać wcześniej, to pewnie bym poszła, ale tak to, realnie stwierdziłam, że mogłabym nie dać rady, bo już byłam zmęczona, a ta praca do łatwych i przyjemnych nie należy.

Z grą dla Mojego trochę ruszyłam, na razie nie wiele, muszę przysiąść nad tym dobrze, zostały mi jakieś 4 miesiące, w tym trochę ponad miesiąc wakacji. Muszę znaleźć jeden taki dzień, żeby wziąć blok, ołówki i iść w spokojne miejsce, i rozrysować to wszystko dobrze.

Jestem zmęczona, zdecydowanie dzień jest dla mnie za krótki. Staram się robić jak najwięcej, ale i tak nie wykorzystuje tego czasu w 100%, ale muszę przyznać, że dysponowanie czasem w sensowny sposób idzie mi co raz lepiej.
Pasuje się w końcu zbierać do spania, jakoś już od 20 godzin jestem na nogach, ale jakoś strasznie szkoda mi czasu na sen, ale jak już się położę i zasnę, to rano okropnie mi się nie chce wstać.

Na zakończenie jeszcze powiem, że zawsze z nadzieją sprawdzam czy nie ma jakiegoś nowego posta na blogu, który obserwuje (a jest ich kilka), większość z nich nie wie o moim istnieniu, ale PISZCIE CZĘŚCIEJ! :)

Dobranoc :)

środa, 22 lipca 2015

Szybko upływający czas w Anglii

Od nie całych dwóch tygodni siedzę w Anglii. Mój radzi sobie ze wszystkim lepiej niż ja, załatwił już sobie konto w banku i podpisał umowę o pracę, chociaż jeszcze w niej nie był, bo czeka na informacje od gościa kiedy ma zacząć. Ja miałam mieć załatwioną pracę, ale wyszło w końcu tak, że ta praca ma być w końcu bardzo nie regularna, dlatego zaczynam się rozglądać za czymś innym. Odwlekam to trochę, ale Mój powiedział, że jutro pójdziemy do banku i po agencjach, to dobrze, że popycha mnie do przodu. Chociaż boję się, od trzech dni odkładam zadzwonienie do banku i umówienie się na spotkanie w sprawie założenia konta. Wcale nie boję się, że się nie dogadam językowo, bo o język tu nie chodzi, ale o mowę, boję się, że po prostu nie będę w stanie słowa wydusić, bardzo mnie to frustuję.
Mamy tu być nie całe dwa miesiące, niby wydaje się długo, ale tak patrząc, to to cholernie mało czasu, już został nam trochę ponad miesiąc, a jeszcze nic nie udało nam się zarobić.
Ostatnio w końcu zaczęłam na nowo ćwiczyć moją mowę, od trzech dni konkretniej, wiele razy mówiłam, że teraz się będę starać, że nie porzucę ćwiczeń, ale wychodziło jak wychodziło. Ale zawsze trzeba mieć zapał, bo podchodzenie z myślą, że i tak mi się nie uda wytrwać nic nie da. Byleby ćwiczyć codziennie, bo gdy się opuści chociaż jeden dzień, to potem się sypie całość.

Nie wykorzystuję w 100% tego wolnego czasu, który mam teraz. Uczę się trochę, ale mam wrażenie, że za mało. Też ciężko mi się uczyć, bo z Moim widzę się codziennie, a przecież nie będę się uczyć kiedy się spotkamy :) Ale najważniejsze jest to, że nie stoję w miejscu. Chociaż mam wrażenie, że ten czas umyka tak szybko, że za chwilę znowu zacznę rok akademicki. Od sierpnia zabieram się za naukę fizyki na poprawkę, ehh... chciałabym nie musieć tego pisać, ale cóż, moja wina.
Psychicznie dalej nie potrafię odpocząć, kwestia tego, że nie mam pracy cały czas mnie męczy. Szczerze powiedziawszy nie wiem czy jak ją znajdę, to wtedy odpocznę, bo będzie stres związany z mówieniem. Chyba jestem skazana na ciągły stres ;p Nam tym też muszę popracować.

Zaczęłam robić grę dla Mojego, chcę ją skończyć na jego urodziny. Zaczęłam to dobre słowo, bo nie wiele udało mi się na razie zrobić, muszę spisać dokładnie co chcę zrobić i posuwać się w tym do przodu, bo tak to błądzę trochę po omacku.

Myślę i myślę, i nie wiem co jeszcze mogę napisać. Chyba trochę się starzeje, jest jakoś przed drugą w nocy, a ja już się czuje zmęczona, a był czas kiedy do 4 siedziałam i generalnie w nocy najlepiej mi się myślało. Cóż uciekam.

sobota, 4 lipca 2015

Ważne i mniej ważne rzeczy

W końcu mam wolne. W ciągu ostatniego miesiąca dosłownie dzień w dzień się uczyłam, nie potrafię sobie przypomnieć dnia w którym tego nie robiłam. No dobra, jeszcze tak w 100% wolne nie mam, czekam na wyniki drugiego terminu z fizyki i szczerze powiedziawszy nie wiem czy zdam. Pisałam też drugi termin z systemów operacyjnych i mimo, że uczyłam się na to długo i umiałam bardzo dużo, to on akurat dał takie rzeczy, których nie przerabiałam, dlatego bardzo się zdziwiłam gdy zobaczyłam, że jednak dał mi za to 3. W tym semestrze mam lepszą średnią niż w pierwszym, dużo lepszą. Jednak miałam pecha w tym semestrze, uczyłam się dużo, staram się obiektywnie patrzeć i mogę śmiało stwierdzić, że z większości przedmiotów powinnam mięć o 0,5 stopnia wyżej, wtedy oscylowałabym w średniej około 4.0, a tak to niestety jest niższa. Spróbuję się postarać bardziej w następnym semestrze, chociaż będzie on cięższy. Cięższy głownie dla mnie, dochodzi mi angielski, nie wiem jak sobie z tym poradzę, na prawdę nie wiem. W szkole zawsze miałam na angielskim "fory", nie byłam brana raczej do odpowiedzi ustnych, ale to już nie szkoła... obawiam się tego bardzo. Dodatkowo z tego co wyczytałam na jednym przedmiocie każdy będzie musiał wygłosić referat, masakra...

Jeszcze nie bardzo czuję to, że mam wakacje, może to przez to, że jeszcze nie mam wyników. Aż dziwnie jest nie musieć się uczyć. Obecnie mogę się trochę wyluzować, skończyć czytać wiedźmina, a niedługo mam zamiar się wziąć za jakąś przyjemną naukę.
Za niecały tydzień, bo już w czwartek lecimy do Anglii, w końcu mogę się w pełni cieszyć z wakacji, bo Mój ze mną jedzie.

Ten tydzień spędziłam u Mojego na mieszkaniu, jako, że miałam parę rzeczy do poprawy, to udostępnił mi kluczę. Najpierw byłam sama, to czułam się w sumie dziwnie, tak nienaturalnie, potem przyjechał Jego współlokator, ucieszyłam się bardzo, bo nie wiedzieć czemu nie służyła mi samotność. Siedzieliśmy tak ze sobą kilka dni, generalnie ja go bardzo lubię, ale była to trochę niezręczna sytuacja, wiem, że obydwoje to czuliśmy, ale nikt tego nie powiedział na głos. Nasze drogi są połączone tylko z powodu Mojego, doskonale wiem o tym, że gdyby nie Mój, to nasz kontakt urwałby się momentalnie.

Ten post to taki trochę zlepek różnych tematów :)

To zlepie jeszcze jeden. Nie pamiętam dokładnie od kiedy, ale przestałam się malować. Czemu? Z lenistwa głownie ;p Jak malować się lubię, to zmywać to potem z siebie zawsze było dla mnie katorgą. Stwierdziłam, że lepiej jest zadbać o siebie niż próbować "maskować", zamiast podkładu, wybrałam krem. W sumie ten krem kupiłam nie dawno i nie kosztował mało, ale jestem z niego bardzo zadowolona. Generalnie domowe kosmetyki, to genialna sprawa, raczej ostatnio nie tworzę nic sama, ale nie raz mi się zdarzyło. Zastanawiam się jeszcze nad kupnem odżywki do rzęs i na pewno w niedługim czasie muszę zadbać bardziej o włosy, może jakieś tabletki ala skrzypovita.

Ostatnio cierpię na brak apetytu i to taki dość konkretny. Totalnie nie mam ochoty nic jeść, nie odczuwam wcale głodu, jem, żeby mieć siłę i żeby nie schudnąć, ale często np po zjedzeniu mnie mdli. Ale już chyba powoli mi to przechodzi.
We wtorek w końcu spotkam się z Moim, od tamtego piątku się z nim nie widziałam...

wtorek, 16 czerwca 2015

Naiwnie myślałam

Naiwnie myślałam, że moja wada wymowy dla ludzi z poza mojej grupy jest nie widoczna. Raczej nie rozmawiam specjalnie dużo z ludźmi, jako, że Mój jest bardzo otwarty na ludzi, to siłą rzeczą też z jego znajomymi rozmawiam. Lubię ich są w porządku, część na pewno wie, że się jąkam, do tej kolekcji dołączył ostatnio nowy członek.

Byłam na poprawie kolokwium u innej grupy i tam był ów kolega, i zapytał się gdzie jest Mój i mnie złapał blok. Jego panika, zapytał się co się stało, ja powiedziałam, że nic i na tym się skończyło, ale był zmieszany. Potem rozmawiał o tym z Moim. Trochę humorystycznie to wyszło. Ja jestem takimi sytuacjami zażenowana bardzo, głupio mi. Mam wrażenie, że robię Mu trochę wstyd, bo jak to się pochwalić taką dziewczyną, która nie umie mówić? On nigdy mi tego nie powiedział i nie zachowuje się jakby się mnie wstydził, ale czasem tak się czuję, że robię mu wstyd.

Mam teraz masę nauki, ostatnio już padałam, ale dziś jest lepiej. Jeszcze tylko dwa tygodnie takiego zapieprzu. Staram się myśleć jak najbardziej pozytywnie mogę, nie mogę sobie pozwolić na zły humor, to tylko obniża motywacje i koncentracje.

Nie wiem co jeszcze napisać, odeszła mi zbytnio ochota...

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Wszystko ma swoje plusy i minusy

Miałam koncepcje na tego posta, miał być w trochę innej formie, może napiszę go tak jak chciałam, a potem sprostuję to lekko.

W te wakacje znowu mam jechać do Anglii rodziców, ale co z Moim? Otóż on chciał się zabrać z nami, żeby zarobić sobie itp. Moi rodzice nie były zbyt chętni, najpierw mówili, że nie ma miejsca, co przyjęłam i właściwie straciłam nadzieje, ale okazało się, że się przeprowadzają i miejsce jest. Tu też zaczęły się jakieś problemy z ich strony.
Staram się być najbardziej obiektywna jak mogę, nawet w kwestii Mojego.
Plusy i minusy wspólnego wyjazdu

Plusy:
- Nie musielibyśmy się rozstawać na tak długi okres
- Zarobilibyśmy obydwoje trochę kasy
- Razem byłoby nam raźniej
- Moglibyśmy pracować razem nad czymś (typu gra)

Minusy:
- Długotrwała, ciągła obecność jednak szkodzi lekko
- Mniej bym mogła się skupić na naucę

Plusy i minusy są zawszę, dostrzegam je, ale mimo wszystko pragnę żeby on pojechał ze mną, te minusy są niczym w porównaniu z tym, że będziemy ze sobą.

A teraz najświeższa informacja, moi rodzice się zgodzili! Nie będziemy jednak spać razem, bo Mój będzie spał w wolnym pokoju w mieszkaniu mojego brata i szwagierki. Zdziwiłam się, że sami to zaproponowali, zaskoczyło mnie to pozytywnie. Będziemy oddzieleni nie dużą odległością ale jednak, ale i tak będziemy razem przesiadywać, a i nie raz razem spać.
Bardzo się cieszę, mam pewne obawy, ale się cieszę.
Obawiałam się, że nic z tego nie będzie.

wtorek, 2 czerwca 2015

W pociągu

Wpis pisany w niedziele, ale wrzucam dopiero dziś, bo jakoś zapomniałam o tym :)

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Siedzę właśnie w pociągu do Krakowa, nie mam internetu więc piszę to w wordzie.
Zaliczyłam laboratoria z fizyki także z tym mam już święty spokój z czego się niezmiernie cieszę. Nie mam teraz aż tak dużo do roboty, mam duże kolokwium w środę, dlatego głównie tego się uczę. Chociaż lekko irracjonalne jest to, że jeżeli muszę się czegoś nauczyć, to mam ochotę uczyć się wszystkiego innego ;p Ale systemy operacyjne, to akurat ciekawy przedmiot, więc nie ma tragedii.
Muszę poprawić jedno kolokwium z systemów, ale tak to, ze wszystkim jestem na bieżąco. Oprócz analizy, bo mamy profesora morderce (nie dosłownie, chyba...), ale jeszcze jest szansa uzyskać zaliczenie, bo ma być jeszcze jedno kolokwium na które chcę się porządnie przygotować. Nawet jak nie uzyskam z tego zaliczenia, to z analizy matematycznej mamy tak, że kto nie uzyska zaliczenia, może iść na drugi termin egzaminu.

Chcę sobie zrobić w niedługim czasie, listę rzeczy, które chce zrobić, których chce się nauczyć w wakacje.
Jako że w tym roku jadę znowu do rodziców do Anglii, to mam nadzieje sobie zarobić trochę, ale tam z pracą niestety różnie bywa. Na przyszły rok chce sobie poszukać stażu w jakiejś firmie, chce zdobyć w końcu jakieś doświadczenie. Jest jedna firma, która organizuje staże co roku, dlatego do niej na pewno będę pisać, ale będę też szukać innych. W tej firmie, jeżeli się przejdzie przez pierwszy etap rekrutacji, to trzeba pisać test kwalifikacyjny, dlatego chce się porządnie przygotować. Cieszę się, że jest to test, a nie rozmowa kwalifikacyjna, jak wiadomo w mówieniu nie jestem za dobra ;p
Trochę obawiam się ustnego egzaminu z matematyki dyskretnej, ale wiadomo stres stresem, ale zdać to trzeba i wiem, że dam radę chociaż będę się nieziemsko bać.
Okropnie szybko zleciał ten semestr, już jest czerwiec... Obawiam się właściwie tylko jednego egzaminu + tego ustnego. Muszę przyznać, że ten semestr był łatwiejszy niż poprzedni i bardzo przyjemnie i się studiowało (i dalej studiuje).
Od przyszłego semestru zaczyna nam się język obcy, jąkanie + język obcy = ogromny stres, ale cóż nie przeskoczę tego. Język obcy będzie się nam ciągnąć chyba przez aż 4 semestry. Za to nie mogę się doczekać 4 semestru, odpadną nam wszystkie przedmioty typu fizyka itp., a zostaną głównie przedmioty inżynierskie. Od 3 semestru będę mieć basen, z czego się niezmiernie cieszę, kiedyś bym się nie cieszyła, ale odkąd chodzę na basen regularnie(zwykle) co tydzień, to będzie to dla mnie czystą przyjemnością.

poniedziałek, 25 maja 2015

Zdefiniowanie siebie i pasję w młodym wieku

Znowu czuję taką straszną niechęć do uczenia się tego co muszę, chciałabym się uczyć czegoś innego (w sensie nie uczyć się przedmiotów typu fizyka).
Pogubiłam się, ale to już chyba pisałam.
Ale pogubiłam się wewnętrznie, nie potrafię określić co się ze mną obecnie dzieje, raz nie moc, raz inspiracja ale brak czasu. Myślałam, że z biegiem czasu poznam siebie bardziej, ale obecnie mam wrażenie, że nie potrafię wewnętrznie nad sobą zapanować.
Mam mętlik w głowie, ciężko mi na czymś skupić myśli.

Może sport? Sport, z tego co pamiętam, zawsze wyzwalał u mnie późniejsze pokłady energii. Trzeba wrócić do ćwiczeń, szczególnie na kręgosłup, bo robię jemu wielką krzywdę. Siedzę w takich pozycjach, że kręgosłup powinien się na mnie obrazić. Ostatnio ciężko mi wysiedzieć 1,5h na zajęciach, ciągle się wiercę i jest mi nie wygodnie. Zdecydowanie muszę się ogarnąć.
Koniecznie. Muszę wygospodarować w niedługim czasie taki jeden dzień, w którym nie będę się uczyć nic, tylko będę uczyć się siebie. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Teraz na to wpadłam, to mi się przyda, zanalizowanie siebie + czytanie o koncentracji, motywacji itp.
Tyle, że teraz ciężko mi taki dzień znaleźć. Dziś uczyłam się za mało, powinnam więcej. Jutro i w środę, muszę ogarnąć fizykę ćwiczenia, fizykę laboratoria, analizę i algorytmy. W sumie nie ma tragedii, z laborek z fizyki mam mało, analizę już się troszkę uczyłam i algorytmy też. Ćwiczenia z fizyki mnie przerażają, co zajęcia mamy kolokwium, jak do poprzednich dawałam radę się przygotować, siadałam kilka dni wcześniej itp tak temat tego następnego kolokwium mnie przeraża.
W weekend też odpada. Muszę ogarnąć co kiedy mam, jakie kolokwia itp.
Roztrzepana jestem.

Przypomniałam sobie o czym chciałam pisać...
Za moich czasów, w sensie jak miałam jakieś 10-13 lat nikt mnie nie motywował, nie zachęcał do uczenia się czegoś nadprogramowo. Rodzice pilnowali mnie żebym odrabiała lekcje, ale nic poza tym. Nie wpajano mi, że hobby, pasja przynosi same profity. Nie tylko moi rodzice tego nie mówili, ale moje otoczenie też nie, nikt nie dał mi wtedy przykładu chociażby. 
Teraz dużo się zmieniło, nie w mojej rodzinie, mam na myśli to, że coraz bardziej stara się uświadomić młodym ludziom, że powinni gnać za marzeniami, mieć pasje. Chociażby w mediach, mimo iż to może być sposób reklamy czegoś, to nie jest ważne! Pokazuje się pasję, trud, wysiłek, sukces i satysfakcje. Żałuję, że za "moich czasów" nikt mi nie uświadomił takich rzecz, żałuje, byłabym o wiele dalej teraz. Ale nie ma co narzekać, na naukę nigdy nie jest za późno. 
Szukam czasem jakiś nowych blogów do poczytania i bardzo się cieszę jak natrafiam na jakieś młodsze osoby, które mają pasję, które o niej opowiadają. Takie pokolenie powinno się kształtować, ludzi ambitnych. Zdaję sobie sprawę, że to niestety jest mały procent, ale może kiedyś się to zmieni!

wtorek, 19 maja 2015

Podcięte skrzydła

Nie jestem kreatywna, zawsze mam z tym problem, podejrzewam, że jest to trochę spowodowane tym, że zawsze miałam podcinane skrzydła, każdy uważał moje pomyśły za bez sensu, a to dlatego, że miałam bardzo nie ambitne towarzystwo.
Często ciężko mi sobie poradzić za swoimi uczuciami, staram się tłumić w sobie te złe uczucia, bo chce być dobrym człowiekiem. Mam na myśli takie uczucia jak zazdrość itp
Czemu o tym wspominam? Bo odkąd poznałam Mojego, to muszę walczyć z takimi uczuciami, moja zazdrość nigdy nie jest taka, że chce żeby komuś nie wychodziło czy coś, tylko że sama bym tak chciała. Zawsze chciałam znaleźć sobie bardziej ambitne towarzystwo, a teraz kiedy je znalazłam czuje, że do niego nie bardzo pasuje. Brakuje mi czegoś z czego mogłabym być dumna, jakiejś umiejętności, dzięki której mogłabym powiedzieć "Tak, umiem to, to moja dziedzina".
Siostra Mojego jest artystką, robi naprawdę genialne pracę, sama kiedyś interesowałam się rysunkiem, ale nigdy nie byłabym w stanie dojść do takiego poziomu. Brak mi takiej inwencji twórczej i samozaparcia, nie tylko do rysunku.
Niby to prostę, uczysz się to w końcu będziesz w czymś dobry, ale dlaczego tak ciężko znależć motywacje do tego? Mam wrażenie, że moje umiejętności nigdy nie będą na tyle duże żebym czuła się dumna.
Uczę się dla siebie, oczywiście, ale bardzo miło byłoby usłyszeć jakiś komplement w strone moich umiejętności, takie komplementy sprawiają mi największą radość.

Nie potrafie pojąć to uczucie beznadziei i zniechęcenia, jakbym nie była w stanie nic dokonać.
Gubie się... Sesja tuż tuż, nie obawiam się jej, obawiam się wakacji. Była możliwość żeby Mój pojechał ze mną do Anglii, ale niestety to nie wypaliło, będziemy 2 miesiące z daleka od siebie, koszmar... Obawiam się wakacji też z tego powodu, ale nie tylko, obawiam się, że zmarnuję czas. Żałuję, że przed studiami nie uczyłam się więcej.
Nie umiem odpoczywać...

czwartek, 7 maja 2015

Wybuch

Mam dość dużo nauki, ale i dużo czasu na to, dlatego ustaliłam sobie taki plan minimum ile minimalnie i przy czym muszę spędzić czasu, jest prawie 24, a mi jeszcze została godzina ;p
Ale chce to zrobić, muszę być bardziej konsekwetna.

Kilka dni temu stała się nie codzienna rzecz, rozpłakałam się przy moim.
Bardzo mi zależy na jego opinii i on potrafi czasem powiedzieć coś co mnie na prawdę zaboli, nigdy raczej nie brałam tego aż tak do siebie jak tego dnia. Nie wiem czemu, aż tak łatwo było mnie tego dnia urazić, z 3 razy chciało mi się płakać ale się powstrzymywałam. Ale jak on zauważył moją minę, to zaczął się wypytywać czy się obraziłam za to co powiedział, zobaczył, że mam już czerwone oczy i zapytał się czy ja płaczę. Gdy ktoś się o to pyta to już wtedy łez się nie da powstrzymać. Jeszcze próbowałam mówić, że nie, nie płaczę, ale marny mój trud, chciałam się zaśmiać, a wyszedł z tego szloch i już wtedy nie wytrzymałam. Poruszyło to nim, nigdy jeszcze nie widział jak płaczę. Od razu mnie przeprosił, powiedział, że czasami się zapomina i, że jest mu bardzo przykro, bo nie powinnam przez niego płakać. Ten mój płacz, ta moja reakcja była lekko irracjonalna, bo on nie powiedział nic nadzwyczaj nie miłego. Żeby nie było, nie wyzywa mnie ani nic z tym rzeczy, po prostu czasem niechcący udaje mu się wejść w jakiś mój wrażliwy punkt, a tamtego dnia wszedł na chyba 3 takie wrażliwe punkty.
Było mi trochę głupio, nienawidze płakać przy kimś, jeszcze on powiedział, że zapamięta tą sytuacje, czego właściwie nie chciałam i on dobrze o tym wiedział. Ale to już nie było jakoś na złość.

Jutro wybieram się na basen, idę sama, bo tutaj nie ma nikogo z kim mogłabym popływać, a jak idę z siostrą i innymi znajomymi to oni chcą tylko siedzieć w aqua parku, a ja chcę się trochę zmęczyć.
Cóż jeszcze mogę napisać... Chcę wznowić naukę japońskiego :)
Dostałam od współlokatora Mojego kitkata z japonii o smaku zielonej herbaty, jest to takie "urocze", ze nie mam ochoty tego jeść. Ten batonik jest uroczy, nie współlokator, w gwoli wyjaśnienia :D
W niedziele wybory, miałam nie iść, ale Mój mnie przekonał, w sumie powinno się chodzić, mimo, że to tylko 1 głos.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Duma i dojrzałość

Dojrzałam.
Wyrosłam z bardzo wielu negatywnych uczuć, do siebie samej, ale i do innych.
Kiedyś bardzo drażnił mnie mój ojciec i jego poczucie, że on wszystko wie najlepiej, teraz jest mi to obojętne, lekko mnie śmieszy. Dojrzałam do większej szczerości z ludźmi, staram się nie kłamać i idzie mi to bardzo dobrze.

Nie jestem pewna czy pisałam o tym, że Mój brał udział w konkursie programistycznym. Nie będę się wdawać w szczegóły, ale dziś była prezentacja ich projektów, Mój, wraz ze współlokatorem prezentowali swoje dzieło. Przyszłam na to specjalnie, bo na uczelnie miałam dopiero na 11:30, a i tak olałam jeden wykład żeby być tam do końca. Nie żaluje ani minuty, którą tam spędziłam, gdybym tam nie była to bym okropnie żałowała, widząć Jego przemawiającego byłam niesamowiście dumna. Mimo, że parę dni wczęśniej jeszcze byłam trochę zazdrosna, że ja niebiorę w tym udziału, ale od kilku dni nie. Od kilku dni jestem z niego bardzo dumna, zasłużył. Powiedział mi, że bardzo się cieszy, że byłam tam z nim. Nie wyobrażam sobie żeby mogłoby mnie tam nie być.

Wczoraj miałam bardzo dużo nie spożytkowanej energii więc pomyślałam czyby sobie nie pobiegać, jak pomyślałam tak też zrobiłam. Nie mam rewelacyjnej kondycji, kiedyś w 5 minut byłam okropnie zmachana, ale dzięki basenowi na który chodzę raz w tygodniu kondycja mi się poprawiła. Dziś też sobie pobiegałam, ok 20 min, mogłabym dłużej, ale zrobiłam ten błąd, że jakąś godzinę wcześniej zjadłam obiad i już po tych 20 min czułam, że mi podchodzi do gardła :p Na pewno bieganie to nie będzie coś co będę robić regularnie, ale postaram się jak najczęściej. Kiedyś chciałam biegać, ale zrezygnowałam jak nie mogłam ubiec 5 min :D Chciałabym w ciągu 10 lat przebieg maraton, a w ciągu 5 lat pół maraton, jest to do wykonania :)
Mam luźniejszy tydzień, powinnam się pouczyć się jakoś nie mogę się zebrać do tego kompletnie. Ale nabrała mnie trochę wena do pisania więc może to porobie.

środa, 22 kwietnia 2015

Dawca szpiku

Stres towarzyszy mi na codzień, nie sądzę żeby był chodz jeden dzień kiedy się nie stresowałam, takie życie jąkały. Często, gęsto ten stres jest z "błahych" dla innych ludzi powodów.
Ale to o stresie chyba tyle, nie mam dziś nastroju na taki temat. Bo ogólnie nastrój mam całkiem dobry.

Zapisałam się jako dawca szpiku kostnego. Wiele razy o tym myślałam, ale nigdy nie potrafiłam się ogarnąć żeby się zapisać, a dziś idąc przez AGH zauwazyłam bilbord "dzień dawcy szpiku kostnego" czy coś w tym stylu, była tam podana strona, to zapisałam sobie adres, na systemach operacyjnych zerknęłam sobie na tą stronę i tam się dowiedziałam, że dziś i jutro na AGH można się zapisać jako dawca. Chciałam pójść, ale nie byłam pewna czy faktycznie się odważę (ze względu na moją mowę), ale będąc pod głównym budynkiem nie czułam stresu, weszłam do środka, rozglądnęłam się i zagadałam do dziewczyn, które przyjmowały i one przekierowały mnie dalej. Tam dwie wolontariuszki wytłumaczyły mi na czym polega zabieg itp przeprowadziły ze mną wywiad czy nie jestem na coś chora, potem wypełniłam kartę i pobrałam wymaz, całość zajęła mi jakieś 15-20 min. Wyszłam bardzo zadowolona z siebie, że nie stchórzyłam, że dobrze mi poszło z mową i że w końcu to zrobiłam, bo być może kiedyś uratuje komuś życie.

Myślę jeszcze żeby w niedługim czasie iść oddać krew, nigdy nie byłam, G2 mnie wyciągał, ale nie chciałam isc bo planowałam tatuaż w niedługim czasie, ale teraz tatuaż odłożyłam w czasie z powodu po prostu tego że nie mam pięniędzy na niego :)
Przy okazji będę mieć okazje dowiedzieć się jaką mam grupę krwi, bo żywcem nie wiem :)

Na tym skończę, bo delikatnie mi się humor popsuł, ale to nie ważne :)

środa, 15 kwietnia 2015

Roztargnienie

Mam ostatnio trochę więcej czasu, a nie potrafie sie uczyć, nawet jak się zmuszam do nauki to idzie mi to bardzo topornie. Nie wiem na co mi mija cały ten czas. Irytuje mnie, gdy czegoś nie rozumiem, jak fizyki z której jutro mam kolokwium, a które postanowiłam sobie odpuścić, bo pierwsze kolokwium mi dobrze poszło. Analiza matematyczna też mnie martwi, mam gościa tyrana xd
Połowa grupy się od niego przepisała, ja nie zamierzam, miałam z nim w tamtym semestrze, jest bardzo wymagający, ale idzie z nim wytrzymać, mam do niego szacunek. Ale potrafi dowalić takim pytaniem, że nie wiadomo potem ile to jest 2+2. Z moim ostatnio jest trochę inaczej, mam wrażenie, że stał się trochę bardziej oschły, nie wiem czemu, martwi mnie to.
Nigdy na nikim mi tak nie zależało, niechce przegapić jakiegoś ważnego momentu przez który nasz związek się rozpadnie czy coś.

Z nauką u mnie jest tak, że ja strasznie chce czytać o innych rzeczach, ale się powtrzymuje bo muszę się uczyć na studia i jest to wysoce nie efektywne. Ciężko mi znależć dobry balans.

Generalnie chodzę ostatnio podirytowana, może za bardzo się doszukuje niejasności.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Metal fest i studia

W weekend byłam u Mojego, mieliśmy iść do jego kumpla na urodziny, ale coś mu wypadło i tak nasz weekend zleciał głównie na naucę, ale poszliśmy w sobote na koncert.
Ten koncert nosił nazwę Metal fest, nie muszę tłumaczyć jakiego typu to była muzyka :D
Był to mój pierwszy koncert tego typu. To był mały koncert, zorganizowany w miejskim domu kultury, właściwie to jest tam co roku, ale małe koncerty mają swoje uroki. Kiedy staliśmy i czekaliśmy na wejście, to tak się rozglądałam i tak nie byłam pewna czy tam pasuje.
Ale kiedy weszliśmy do środka i muzyka zabrzmiała od razu poczułam się tam dobrze, bardzo dobrze. Były 4 zespoły, z czego 3 grały bardzo fajnie. Przy drugim zespole poszliśmy pod scenę, nie dość, że nigdy nie byłam na koncercie metalowym, to nigdy nie byłam pod sceną, nie wiedziałam czy będę wiedzieć jak się zachować, ale szybko moje obawy znikły, ruszałam się tak jak czuję i bawiłam się świetnie.
Niesamowicie przyjemnie mi się patrzyło na Mojego bawiącego się w ten sposób, jeden z przyjemniejszych widoków. Nie było pogo chociaż chciałabym i tego spróbować xd
Trzeci zespół był słaby dlatego trochę humory nam się pogorszyły, Mojemu znacznie, co mi dodatkowo pogorszyło, nie potrafie się bawić kiedy on ma zły humor. Ale czwarty zespół nam go poprawił, chociaż żałuje, że nie byliśmy dłużej pod sceną.

Na pewno na tym koncercie panował chaos, ale taki bardzo pozytywny. Taki wyzwalający chaos. I towarzystwo bardzo kulturalnie się bawiło oprócz trzech oszołomów, którzy wchodzili na scene i wskakiwali na ludzi. Dlatego żaluję, że nie byliśmy pod sceną dłużej, taki chaos jest mi potrzebny, tak żeby hamulce puściły (oczywiście wszystko w granicy rozsądku), żeby zatracić się w zabawie.
Dlatego czuję niedosyt, potrzebuje czegoś takiego żeby zmyć z siebie okruchy stresu, które zostają zawsze.

Ostatnio mam trochę problem ze sobą, szybko się irytuję i ciężko mi się za coś wziąć.

Ten semestr na studiach jest dla mnie jak na razie przynajmniej łatwiejszy niż poprzedni. I nauki nie ma aż tak kosmicznie dużo i mam całkiem fajny podział godzin. Na razie mam całkiem przyzwoite oceny. Z fizyki w czwartek odda nam kolokwia, którę wiem, że napisałam całkiem dobrze, bo sie uczyłam. Z algorytmów mam obecnie maksimum z maksimum, czyli 2 pkt za 1 kartkowke, 2 za drugą i 5 za zadanie. Jestem z tego dumna, bo to jest dla nas najważniejszy przedmiot w tym semestrze. Muszę tylko labolatoria z fizyki popoprawiać, bo wejściówki trochę zawaliłam, te labolatoria są totalnie bez sensu i każdy tak uważa, liczenie jakiś pierdół, które nie raz nie wiadomo jak wyliczyć, szuka się na necie i nic nie jest napisane... Ale na szczęście tylko do połowy mają mają być. Wgl mam wrażenie, że jakoś szybko ten semestr mija, niby zaczął się w marcu, ale tu już połowa kwietnia, a w czerwcu już koniec. Jakoś nie bardzo się cieszę na wakacje, chyba, że wyjdzie, że Mój pojedzie ze mną o czym też się martwię. Ale we wakacje będę więcej czasu żeby zająć się typowo nauką rzeczy, które się chce. Chcę ostro przysiąść nad programowaniem, w końcu to ma być mój zawód.

sobota, 4 kwietnia 2015

Jest dobrze

Brakuje mi czasu, ciągle. A przynajmniej takie wrażenie odczuwam bardzo często.
Bardzo często myśle o jakimś wyjściu towarzyskim w kategorii "ile czasu strace, ktory moglabym poswiecic na nauce". Nie uczę się wcale, aż tak dużo jak powinnam i jak bym chciała, nie uczę się mało, ale nie potrafie się zmotywować na tyle żeby uczyć się konkretnie cały dzień. Pare godzin owszem, ale nie cały dzień i mam trochę wyrzuty sumienia do samej siebie, że marnuje czas.
Teraz są święta, 2 na 3 dni do tej pory się uczyłam, ale dalej mam wrażenie, że robie za mało, że mam za mało czasu, że święta się zaraz skończą, a ja czegoś nie ogarne. A trochę do ogarnięcia mam, może nie aż tak dużo, ale trochę tego jest.

Jeszcze denerwuje mnie niekompetencja kumpla z którym jestem/byłam w grupie na labolatoriach z fizyki, miał zrobić sprawozdanie, pisaliśmy nawet poprzedniego dnia, a on na następny dzień sobie nie przyszedł nic mnie nie informując i potem nie racząć nic wyjaśnić nawet.

Bardzo lubię się uczyć, serio, rzeczy, które mnie interesują, a studia dają mi taką możliwość, przynajmniej w znacznym stopniu. Są przedmioty, które mnie irytują, ale ostatnio nawet udało mi się ogarnąć trochę fizyki, z czego byłam dumna. Mam duże ambicje i chce trochę dorównać wiedzą do Mojego. Dużo mi brakuje do wiedzy i umiejętności jakie chciałabym posiadać, ale jest coś ciekawego w tej podróży do mądrości :)

Pewnie kiedyś to mówiłam, ale nie ma dla mnie większego komplementu niż pochwała moich umiejętności czy wiedzy.

Nie wiem czemu, bardzo bardzo często jak się napije to płaczę, ciężko mi samej zrozumieć czemu, bardzo łatwo mnie wtedy wprowadzić w taki stan depresyjny. Nie lubie tego, potem zawsze czuje się dziwnie.

Dawno w mojej lodówce nie było tyle jedzenia, to w świętach jest super, szczególnie dla studenta :D

Nie wiem czy wspominałam, że razem jest plan żeby Mój pojechał ze mną na wakacje do Anglii do rodziców, niedługo będę się przymierzać do rozmowy z nimi. Nie wiem jak ich przekonać, bo największym problemem to jest kwestia spania, ich mieszkanie/dom nie jest za duże i boje się, że mogą się uprzeć i nie dać się przekonać. Bardzo bym chciała być tam z nim z kilku powodów.
1.Będzie mógł sobie dorobić.
2.Będzie dla mnie wsparciem i z nim na pewno nie będę się nudzić tak jak w poprzednie wakacje.
3.Nie będę musieć za nim tęsknić.
I jeszcze parę innych rzeczy. Nie wyobrażam sobie spędzić daleko od niego 3 miesiące, ta wizja mnie przeraża. Gdy byłam z G2 to będąc w Anglii mocno tęskniłam chociaż moje uczucia do G2 nie były choć w połowie tak mocne jak do Mojego. Boje się, że będzie ciężko przekonać moich rodziców, szczególnie, że kiepska ze mnie dyplomatka.

Chyba mogę stwierdzić, że jestem szczęśliwa dzięki Niemu.
Nigdy nie potrafiłam chociażby pomyśleć o tym, że jestem szczęśliwa, a teraz sądzę, że chyba tak jest. Na razie wszystko układa się dobrze, mam Jego, uczę się tego czego chciałam, jestem względnie zadowolona z tego jak teraz wygląda moje życie. Zawsze mogło być lepiej, ale już nie wybrzydzajmy :D Jest dobrze.

środa, 25 marca 2015

Rozdrażnienie

Jestem bardzo nie konsekwentna, denerwuje mnie to i jakoś nie udaje mi się nic zmienić.
Mówią, że jeżeli czegoś bardzo chcesz to nie będziesz mieć problemów z pracą nad tym, nie jestem pewna czy w to wierze. To by oznaczało, że ja niechce nic, że wcale nie chce mówić dobrze, że wcale niechce być w czymś dobra, że wcale niechce dobrze zdać studia, że wcale niechce poznawać nowych rzeczy, że wcale niechce się uczyć, że wcale nie chce się bawić, że wcale nie chce być szczęsliwa...

Totalny brak motywacji ostatnio mnie dopadł, a nawet jak już się zmuszę żeby się wziąć np za nauke, to po pierwsze bardzo ciężko mi się skupić, po drugie jeżeli coś mi nie idzie, jeżeli czegoś nie rozumiem przez dajmy na to 2 godziny, to tracę zapał i jestem totalnie wypruta, do tego stopnia, że jak chce się wziąć za coś innego, prostszego, dajmy na to czytanie opisu labolatorii z fizyki, to nie wiem co czytam. Pisanie dodaje mi motywacji, przynajmniej dodawało kiedyś, na razie tego nie odczuwam, ale to może dlatego, że dopiero zaczęłam pisać tego posta.
Powinnam wrócić do pisania dziennika.

Nigdy nie lubiłam gołosłownności, zawsze mnie denerwowało jak ludzie tylko gadali, a nic nie robili, a teraz trochę ja się taka stałam. Nie wiem czemu.

Czuje takie wewnętrzne rozdrażnienie i to nie tylko dzisiaj, ostatnio praktycznie codziennie, to rozdrażenie nie pozwala mi się skupić
To takie bardzo nie przyjemne uczucie pod skórą, jakby swędziało mnie od wewnątrz.

Dobrze, że teraz nie mam aż tak dużo do nauki, bo bym nie dała rady.
A może to jest powód? Że mam za mało do roboty? Chciałabym nadgonić trochę materiału jak mam trochę luźniej, ale nie potrafie się zebrać. Nawet na czytanie tego co mnie interesuje nie mam ochoty. Na nic nie mam ochoty, ostatnio mam wrażenie, że wszystko robie źle.

Wspominałam już kiedyś, że jestem ateistką/agnostką nazwijcie to sobie jak chcecie, ale ostatnio mam takie myśli żeby pójść do kościoła, kościół ma taką bardzo specyficzną aurę, nigdy się nie zdecydowałam, bo nie byłabym w stanie się modlić, w sensie mogłabym, ale wiem że to nie byłoby szczere z mojej strony.

Myślałam, że pisanie mnie jakoś rozbudzi, nie zanosi się na to, nie bardzo nawet wiem co jeszcze mogłabym napisać. Bardzo lubię sok pomarańczowy, przed chwilą mi się skończył.
Spróbuje pomedytować, chociaż już raz próbowałam i tylko bardziej czułam to swoje rozdrażenie, ale tym razem spróbuje z muzyką. Może to pomoże.

czwartek, 19 lutego 2015

Wyjazdy i egzaminy

Dużo rzeczy się działo przez jakieś 2 tygodnie. W niedziele 8 lutego, przyjechałam do Krakowa do P, w sumie nie miałam zamiaru zostawać u niego na noc, ale jakoś tak wyszło. Spędziliśmy ze sobą wtedy kilka dni, ucząc się razem do egzaminów. Potem dostałam zaproszenie żeby pojechać z nim na parę dni do niego, zgodziłam się, jego rodzina z niewiadomych dla mnie względów bardzo mnie lubi. Tak w sumie od 8 lutego do wczoraj czyli 18 lutego byliśmy ze sobą praktycznie 24/h na dobe. Nie znudziło mnie jego towarzystwo, jego moje też nie (tak mówił). Były dwa dni kiedy nie czułam się najlepiej i miałam ochotę pobyć sama, ale pozatym to czułam się świetnie móc spędzać z nim tyle czasu. Jego rodzice robią świetne jedzenie, bardzo dużo tam jedliśmy ;p Ale pasuje mi zrobić niedługo jakiś mały detoks, w sensie ostatnio za dużo piłam kawy, alkoholu, paliłam, trzeba teraz się spiąć i trochę zadbać o siebie... Pomijając fakt, że kupiłam dziś swoją pierwszą w życiu paczke papierosów, w sensie, nie pierwszy raz paliłam, ale pierwszy raz sama dla siebie kupiłam paczke. Czemu? Żeby móc się odstresować, nie zdałam poprawy z Architektury Komputera, czeka mnie trzeci (ostatni) termin, boje się tego, ten wykładowca daje strasznie trudne te egzaminy, tylko 30% osób u niego zdało, mi zabrakło 2 pkt! Ale na szczęście P się udało zdać, cieszy mnie to.
Co do papierosów, to to nie jest nałóg, wiem, że więszkość ludzi tak mówi, ale ja nie mam skłonności do nałogów, w gimnazjum paliłam dużo więcej i bez problemu rzuciłam. Ja po prostu lubie palić, P też lubi, on ze swoim współlokatorem kupowali sobie tytoń i palili od czasu do czasu często paliłam też z nimi, ale oni teraz postanowili "rzucić", chociaż rzucaniem tego ciężko nazwać, bo nikogo z nas nie ciągnie, w sensie nie czuje się takiego musu zapalenia.

Nie sądzę żebym po tej paczce kupiła następną, ta paczka starczy mi na 20 dni, bo nie mam zamiaru palić więcej niż jednego na dzień, wyjątkiem będzie dzień tego egzaminu, który jest we wtorek. Martwie się, że mogę niezdać, on daje takie rzeczy, które nawet na wykładach nie były, a do poprawy się uczyłam i to dość mocno. Ale muszę dać rade! Nie ma opcji że tego niezdam, nie chce brać warunku, to by była moja osobista porażka.

Mam zamiar wziąć swoją gitarę do Krakowa, dziś pierwszy raz grałam na niej od bardzo dawna, całkiem zapomniałam o tym, że chciałam się nauczyć dobrze grać, czasem będę sobie brzdąkać.

Gdy byłam u P, to on stwierdził, że jednak nie ma ochoty się spotkać ze swoją ex. Co mnie zaskoczyło, odkryłam, że dalej ma jej zdjęcie w portfelu, odwrócone, bo odwrócone, ale jednak. Nie bardzo rozumiał czemu mam z tym problem, że on ciągle zapomina go schować itp. Ale w końcu sam, bez mojego nacisku podarł je. Nie prosiłam go o to, prosiłam żeby je tylko gdzieś schował, ale ucieszyłam się kiedy to zrobił. Jak pojechałam, to zapytał się mnie czy nie miałabym mu za złe jeżeli faktycznie by się z nią spotkał, zgodziłam się i faktycznie nie miałam mu tego za złe. Lekko mnie to stresowało, bardziej gdy po godzinie on dalej nic nie napisał. Potem napisał, że ona lekko go podrywała, ale napisał to tylko po to żeby mnie lekko zirytować, on lubi tak czasem robić, ale na szczęście to o tym podrywaniu nie było prawdą. Nie chciałabym tej kobiety spotkać, ale pewnie kiedyś tak się stanie na jakiejś wspólnej imprezie jak P zostanie zaproszony to pewnie ze mną, a oni mają dużo wspólnych znajomych. Najważniejsze to wtedy nie przesadzić z alkoholem żebym nie zrobiła nic głupiego wtedy :p

Lekko dołuje mnie fakt, że moi dawni współlokatorzy mnie olewają, nie mam na myśli G2, ale reszte. Z jedna dziewczyną tam bardziej się trzymałam, a rozmawiałyśmy ze sobą od tego czasu tylko pare razy i to zawsze ja do niej napisałam. Trochę smutne, ale cóż... Nie będę się im narzucać.
Nie wiem czy jest jeszcze coś co chciałabym napisać... Ciężko mi się zorganizować z pieniędzmi, ehh to jest coś o czym często myśle i liczę w głowie na ile mogę sobie pozwolić itp. Miłoby było we wakacje zarobić w końcu jakieś konkretniejsze pieniądze.

Byłam w kinie na Piędziesiąt Twarzach Greya, jak książka była fajna, tak film zepsuli po całości, sama gra aktorska była tak sztuczna, że przez większość filmu się smiałam... Strata pieniędzy.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Ambicja, P i ex

To chyba typowy syndrom pustej kartki, jeżeli się nie ma nic zapisanego, to niewiadomo jak zacząć.

Mam wielkie ambicje, mam plany odnośnie nauki, odnośnie małego biznesu, mam dużo planów. Często brakuje mi motywacji i samozaparcie, i boję się, że w tym wypadku będzie tak samo.
Niechce znowu za rok, myśleć co mogłabym umieć, albo w jakiej sytuacji bym była gdybym zaczęła działać od początku roku. Teraz działam, czasem mniej, czasem więcej, czasem wcale... Tego "wcale" nie powinno być. Powinnam działać chociaż malutkimi kroczkami, ale cały czas do przodu. Moja ambicja jest dużo dalej niż moje samozaparcie.
Mam wiele ebooków, których nie przeczytałam, zamiast czytać konkrety, to czytam pobieżnie i zapisuje żeby kiedyś przeczytać całkiem, tylko po to żeby zebrać jak najwięcej książek związanych z jakimś tematem, zamiast po prostu o tym temacie czytać.

Muszę zrobić porządek, w swoim pokoju i na swoim komputerze, w porządku człowiek lepiej myśli, czyściej...Sesja się zbliża, jakoś nie specjalnie się jej obawiam, bo uczyłam się w miare systematycznie. Ale i tak wiem, że powinnam siedzieć i już się zacząć do niej przygotowywać, jakos przez ostatni tydzień niewiele robiłam, bo miałam mniej na głowie. To mnie strasznie rozleniwiło, gdy nie mam presji czasu, to trudniej mi się zmotywować.

Co do ebooków, to kiedyś nawet ściągnęłam sobie ebook, o sztuce pisania, chciałabym kiedyś pisać lepiej i dokończyć książke, którą ledwie zaczęłam. Jest wiele umiejętności, które chciałabym posiąść, różne języki itd itd ale dziś zdałam sobie sprawę, że nie będę w stanie ogarnąć wszystkiego co chcę. Lepiej być ekspertem w jakiejś dziedzinie, niż mieć podstawową wiedzę, z kilkunastu dziedzin. Będę musiała ustalić sobie taką liste priorytetów. Na pewno odpada, nauka assemblera (jężyka programowania), mamy podstawy assemblera teraz na studiach i myślałam żeby po tym semestrze i tak jeszcze do assemblera usiąść, ale to faktycznie strata czasu, nie wciąga mnie to aż tak żeby mi się to w przyszłości przydało.

Piszę i piszę i przypominam sobie co chciałam napisać.
Inaczej wyobrażałam sobie swoje studia. W sensie, myślałam, że będą mniej towarzyskie dla mnie. Wszystko właściwie się zmieniło odkąd poznałam P. Poznałam mase różnych osób, miałam okazję dzięki jego współlokatorowi przetestować okulusa, co nie myślałam, że w ciągu 10 lat będzie mi dane! Pozatym, dzięki tej wyprowadzce, mam dwie znajomości z branży informatycznej, mój współlokator i jego brat. Obydwaj w innych firmach. Już nawet powiedzieli, że na 3 roku jak będę mieć więcej czasu, to mogę do nich przyjść na praktyke. Niespodziewałam się, że wyrobie sobie jakieś takie znajomości. Dobrze takowe posiadać.

Mama P miała operacje na mięśniaka, wszystko poszło ok, ale niedawno dostała zapalenia i trafiła do szpitala. Wiem, że on się o nią martwi, ja w sumie też, ale wiem, że nic jej nie będzie.
Chciałabym mu pomagać jak tylko mogę, nie zawsze jestem w stanie...  On zasługuje na to żeby mu dobrze w życiu się powodziło, ma dobre serce i dużo w życiu przeszedł, pozatym jest mądry i zaradny więc dodatkowy atut żeby miał dobre życie.
On chcę się pogodzić ze swoją ex, bo mają wspólnych znajomych itp mówił mi, że w nią parę razy rozmawiał na fb, wiedziałam o tym. Czy byłam zazdrosna? Za pierwszy razem, ale rozumiem go, sama chciałabym się pogodzić z G2, ale u nas to akurat nie mozliwe.
Jego ex dalej jest na niego zła, bo dalej jak rozmawiają, to potrafią się pokłócić, on chcę się z nią spotkać twarzą w twarz i wyjaśnić wszystko. Wywołało to u mnie obawę, ale nie taką, że mógłby mnie zdradzić, tylko obawiam się czegoś niezależnego od niego... że wróci jego starę uczucie do niej. Tego się obawiam, bo to coś na co nie ma wpływu. Zapytał się mnie czy może się z nią spotkać... zgodziłam się. Czemu? Bo rozumiem go, a moje obawy znikną jeżeli on się z nią spotka i nic to między nami niezmieni. Jeżeli mamy być razem, to jego uczucie do niej nie wróci, a jeżeli miałoby być inaczej, to lepiej wcześniej niż później. Taka mała próba dobrze nam zrobi. Jestem zazdrosna, na myśl o nim i jej w jednym pomieszczeniu robi mi się nieprzyjemnie, ale nie wykluczone, że kiedyś w końcu ją poznam na jakiejś imprezie. Bardzo bym tego niechciała, na prawdę, bo już jestem do niej wrogo nastawiona, a co dopiero jakbyśmy się znalazły w jednym pomieszczeniu.

środa, 14 stycznia 2015

Drugi blog

Założyłam tego bloga o którym wspominałam w poprzednim poście. Nazwa jego jest bardzo ambitna i nie spotykana :D Gdyby ktoś miał ochotę zaglądnąć to zapraszam:

http://pokonacjakanie.blogspot.com/

wtorek, 13 stycznia 2015

Coś poważnego?

Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że już ponad rok prowadzę tego bloga. Jak znajdę chwile czasu, to chętnie sobie przypomne o czym wtedy pisałam :)

Wpadł mi do głowy pomysł. Wiele razy mówiłam, pisałam, myślałam, że chce się zmienić, że chce poprawić swoją mowe, często gęsto albo na gadaniu się kończyło, ale szybko się demotywowałam.
Analizując moją aktualną sytuacje, sądzę, że jest to najwyższy czas żeby porządnie się za to wziąć. Wiem, że mówiłam to wiele razy, ale nie ma sensu z góry zakładać, że polegne.

Żeby zebrać to w kupie i jakoś dodatkowo się motywować chcę założyć bloga, poświęconego typowo tej "drodze do lepszej mowy". Nie wiem czy jutro znajde czas, ale postaram się i założe go już jutro.


sobota, 10 stycznia 2015

Dobre i złe rzeczy

Nigdy nie wiem od czego zacząć. Tak czytam mojego ostatniego posta i postaram się pisać w miarę chronologicznie.
Były moje urodziny, spędziłam je miło z P. Co do P, to oficjalnie mogę powiedzieć, że jesteśmy razem już od jakiegoś czasu. Może trochę go opiszę. Poznaliśmy się przez wielki przypadek i dość nie typowo, chociaż chodzimy na ten sam kierunek, to nie poznaliśmy się najpierw osobiście. Od dłuższego czasu miałam wątpliwości co do związku z G2, a poznanie P je spotęgowały. On jest całkiem inny, może to banalnie brzmi, ale tak jest. Jest cierpliwy, sumienny czym przy okazji mnie motywuję do działania, jest bardzo inteligentny, kompletnie nie przeszkadza mu moje jąkanie, a przy okazji jest bardzo przystojny. Oczywiście nie składa się z samych zalet, ale ma bardzo niewiele wad, moim zdaniem. Czuję, że mu na mnie zależy, interesuje się tym co u mnie się dzieje, moimi problemami itp. Nawet pomagał mi znaleźć sobie mieszkanie, ale o tym potem.
Uważam, że poznając go miałam niesamowite szczęście, czuję się przy nim swobodnie i nie bardzo wiem, co on widzi we mnie :)
Jak związek z G2 traktowałam na zasadzie "Nie mamy szans na wspólną przyszłość", tak będąc z P nie mam takich myśli. Nie planuje już aż tak do przodu, to nawet nie jest nadzieja czy coś w tym stylu, ale uważam, że mamy szanse na wspólną przyszłość.

W grudniu nie działo się chyba nic nadzwyczajnego, nauka, stres przez to mieszkanie.
P pomagał mi szukać mieszkania i jeździł ze mną oglądać, miałam jedno na oku, nawet miałam podpisywać umowę, ale w dzień podpisywania umowy dostałam informacje, że oferta jest nie aktualna. Ostatecznie dopiero pod koniec grudnia znalazłam ten pokój w którym teraz mieszkam. Jest to pokój w domu, trochę daleko od uczelni, ale da się przeżyć.

Poprawka, w grudniu byłam na urodzinach P u niego, poznałam jego rodzinę i znajomych, było na prawdę bardzo fajnie :)

Sylwester spędziłam świetnie, z P poszliśmy do znajomej, którą poznałam na wyżej wymienionych urodzinach. Ta znajoma o dziwo mieszkała w moim mieście, więc ja nie musiałam nigdzie jeździć. To była impreza tematyczna, przebieraliśmy się za greckich bogów, wyglądaliśmy wszyscy świetnie. P był erosem i zrobił nawet własnoręcznie łuk i strzały, które działały i tym łukiem przez długi czas się bawiliśmy. Przed 12 poszliśmy na rynek, ubraliśmy spodnie i płaszcze, i w tych togach poszliśmy. Potem na rynku ściągnęliśmy te płaszcze czym przykuwaliśmy uwagę zgromadzonych innych ludzi, pytali się co my robimy itp. Robiliśmy sobie zdjęcia, było trochę zimno, ale nawet nie tak bardzo.
Nie wzięliśmy niestety żadnego szampana. Po odliczaniu, wszyscy zadowoleni i P powiedział, że mnie kocha, właściwie to wykrzyczał bo było głośno. Znamy się krótko, trochę mnie to zaskoczyło, ale nie przeraziło. Odpowiedziałam mu tym samym. Bardzo wbił mi się w głowę ten moment, dźwięk głosu jak to powiedział.
To był jeden z moich najlepszych sylwestrów i chyba mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że najlepszy. Mamy masę świetnych zdjęć.

Ale się rozpisuje... :)

Coś jeszcze o tym pokoju moim. Jest duży i dość ładny, ale jest w nim trochę zimno, co do współlokatorów, to koło mnie mieszka taki jeden facet, sympatyczny, dużo mówi, to z nim tak bardziej rozmawiam, dwóch pozostałych nawet nie miałam okazji poznać, wszyscy siedzą u siebie, a ich widziałam tylko raz przelotem. To mnie trochę też stresuje, że nie przebrnęliśmy przez tą oficjalną cześć, dlatego nie bardzo lubię przebywać we wspólnych pomieszczeniach typu kuchnia. Jeszcze ma się jakaś parka wprowadzić niedługo, co też mnie lekko stresuje i jeden współlokator się wyprowadza, bo dużo pił i robił syf więc będzie ktoś nowy...