sobota, 17 października 2015

Masochistka

Tak ostatnio naszła mnie myśl, że wiele ludzi jest masochistami.
Poddajemy się własnym uczuciom i trwamy w nich, tak jakby sprawiały nam satysfakcje.
Jest możliwość oderwania się od złych myśli, od złego nastroju, ale bardzo często nawet się nie próbuje tego robić, tylko człowiek zatapia się w goryczy i rozpaczy.

Jako, że rok akademicki się zaczął, a razem z nim język obcy, to zaczął się dla mnie olbrzymi stres. Złapałam się ostatnio na tym, że ciągle mam zły humor i ciągle chodzę zestresowana.
Ostatnio, kiedy było jakieś wydarzenie (powiedzmy dla przykładu za godzinę miałam mieć pierwszą lekcje angielskiego), tak sobie siedziałam i zastanawiałam się co to będzie, ale nie odczuwałam fizycznego stresu. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego nie odczuwam tego stresu chociaż powinnam, w końcu to moja naturalna reakcja i w tym momencie zaczęłam go odczuwać.
Będę teraz mówić czysto personalnie i mam nadzieje, że nie zostanie to opatrznie zrozumiane.
Jest w smutku coś "przyjemnego", mam czasem poczucie, że zasłużyłam na niego i to właśnie jest, to "satysfakcjonujące" uczucie. Jestem w stanie jakoś zmienić swoje myślenie, przestać się smucić czy martwić (nie jest to łatwe, ale jestem w stanie), a jednak bardzo często trwam w tym smutku, pozwalam mu zalewać moje serce. Też trochę jakbym szukała pozwolenia na to żeby być smutną, podświadomie chcę żeby ktoś zainteresował się moimi problemami.

Jest to na tyle ciężki temat, że ciężko mi wyrazić dokładnie słowami co mam na myśli. Ale zastanawiając się nad tym, to wiele ludzi ma taki mechanizm, że np włącza sobie jakieś dołujące piosenki, to też jest rodzaj masochizmu, bo doskonale zdajemy sobie sprawę, że od tych piosenek będzie nam tylko gorzej.

niedziela, 4 października 2015

Same stresy

Stresuje się. Rok akademicki się zaczął, ale ja do tej pory nie miałam jeszcze żadnych zajęć z przyczyn technicznych, ale to bardzo dobrze. Ponieważ przepisali mnie do innej grupy, tak jak wiele innych osób, zgłosiły się osoby, które chcą się zamienić i wszystko miało być załatwione przez naszego starostę. Okazało się, że panie z dziekanatu nie chciały przepisać wszystkich, ale przepisały kilka osób (są równi i równiejsi). Jutro idę z "kumplem" do dziekanatu próbować się zamienić, on chce iść do mojej grupy ja do niego. Z czego to jemu jednak bardziej zależy niż mi, bo ja po tym jak się dowiedziałam, że starosta tego nie załatwił, to już chciałam rezygnować.
Każda opcja ma dobre i złe strony, jak zostanę w tej grupie, to nie będę się musiała pieprzyć i tłumaczyć profesorom, że się przepisałam, ale nie znam zbyt wiele osób z tej grupy. Jest wiele spraw związanych z tym semestrem, które mnie martwią. Nr 1 język, 2 seminarium na którym podobno każdy ma jakiś referat wygłaszać itp. Chaos ogarnął tym semestrem, na chwile obecną nie wiem dosłownie nic. Ile jeszcze stresu muszę przeżyć? Chyba nie mogę chociaż jeden dzień odpocząć. Jeszcze dodatkowo jedna sprawa mnie martwi, ale o tym nie będę tutaj pisać (przynajmniej na razie).

W piątek urządzamy u nas parapetówkę, cieszę się na nią, chociaż większość ludzi, to będą znajomi Mojego i Współlokatora. Ja zaprosiłam jakieś 5 osób, przy czym MOŻE przyjdą 3. Swoją siostrę też zaprosiłam (tak bardziej ze względu tego, że wypada), ale nie sądzę żeby przyszła, bo nie zaprosiłam jej przyjaciółki z którą ostatnio miałam spięcie. Ja chce się dobrze bawić, nie mam zamiaru się irytować i kogoś pilnować. Mam nadzieje, że ode mnie też się ktoś pojawi, bo na pewno będę się czuć lekko niezręcznie, a tak to będę miała "sprawdzoną" osobę do pogadania :p

W sumie nie wiem co mogę jeszcze napisać, znowu mam spadek motywacji.
Osy, tworzą nam gniazdo niedaleko okna.