poniedziałek, 29 lutego 2016

Złe i dobre rzeczy

Dawno nie pisałam, a jest parę spraw, które zasługują na zapamiętanie.
Nawet jeżeli jest to coś tak strasznego jak to co zaraz opiszę.

Sytuacja miała miejsce już jakiś czas temu, jakoś początkiem sesji, poszliśmy z Moim obejrzeć nasze egzaminy. Wracając do domu z jednym kumplem usłyszeliśmy najpierw pisk, spojrzeliśmy się w stronę tego dźwięku i na naszych oczach starsza kobieta została potrącona na pasach z ogromnym impetem. Wyleciała dobre dwa metry w powietrze i upadła spory kawałek dalej. Już trzy osoby zaczęły dzwonić na pogotowie więc my już nie dzwoniliśmy.
Było to jedno z najbardziej przerażających rzeczy jakie w życiu widziałam. Nie wiem czy to do końca prawda, ale podobno ta kobieta potem zmarła w szpitalu.
Ludzie potrafią jeździć jak kretyni, jeszcze w tak zatłoczonym przez ludzi miejscu gdzie wiadomo, że co chwila ktoś przez te pasy przechodzi. Nie wiem jak on mógł się rozpędzić do takiej prędkości.


Przechodząc teraz do rzeczy pozytywnych, o tym będzie dłużej bo jest to świeższe.
Postanowiliśmy z Moim wybrać się w góry, tzn ja postanowiłam mu to zaproponować, bo doskonale wiedziałam jak bardzo chciał sobie pojeździć na snowbordzie. Zostały mi jeszcze pieniądze z tego co zarobiłam we wakacji, więc sobie pomyślałam, że kurcze dlaczego nie. Obdzwoniliśmy masę pensjonatów, ale w większości już były miejsca zajęte albo strasznie drogo. Trafiliśmy na ofertę za 50zł od osoby i na tym mieliśmy zakończyć, ale zadzwoniliśmy jeszcze w jedno miejsce i udało się znaleźć pokój za 25zł od osoby.
Warunki były naprawdę super w stosunku do ceny.
Udało się, że Mój miał u siebie dwa komplety snowbordowe więc nie musieliśmy wydawać pieniędzy na wypożyczenie. Generalnie nigdy wcześniej nie jeździłam na snowbordzie.
Kupiliśmy sobie karnet trzydniowy i zaczęliśmy moją naukę. Na początku myślałam, że mam prawą nogę prowadzącą, ale ciągle znosiło mnie na lewą więc zdecydowałam się spróbować jeździć na lewej. O wiele lepiej zaczęło mi się jeździć. Moja nauka wyglądała zabawnie, wywróciłam się spokojnie ponad 100 razy, kilka razy w kogoś wjechałam, raz wjechałam w siatkę i tylko jej się trzymałam nad mała przepaścią ;p Jeden upadek miałam dość groźny, bo wybiło mnie w powietrze i upadłam tak, że aż strzeliło mi w karku. Mam kompletnie posiniaczone kolana i tył ud, ale w końcu udało mi się nauczyć jeździć na snowbordzie, chociaż jeszcze trochę boje się jakoś specjalnie rozpędzać.
Pierwszego dnia mieliśmy spędzić cały dzień na stoku, ale jak to pierwszy dzień, szło mi najgorzej więc zdecydowaliśmy pójść wieczorem na termy, bo byłam już całkiem obolała.
Kupiliśmy sobie bilet open gdzie mieliśmy dostęp do wszystkich stref, zabawy, relaksu i saunarium.
Nie jestem fanką różnego typu zjeżdżalni, ale kilka bardzo mi się podobało, ale strefa relaksu i saunarium zdecydowanie wygrywają. W strefie relaksu najbardziej podobał mi się basen, który miał swoją część na zewnątrz.
Największą jednak niespodzianką i odpoczynkiem było dla mnie saunarium, razem z Moim nigdy wcześniej nie byliśmy, więc jak weszliśmy tam, to zostaliśmy poinstruowani co i jak. Tam dowiedzieliśmy się, że musimy się rozebrać i chodzić w ręczniku (co już było dla mnie lekko krępujące), ponad to, dowiedzieliśmy się, że tylko jedna sauna jest z możliwością wejścia z ręcznikiem, do pozostałych + do basenów itp trzeba było wchodzić nago.
Jak usłyszałam, że trzeba chodzić nago, to miałam wielkie obiekcje, ale na początku poszliśmy do tej sauny gdzie można mieć ręcznik. Po każdej saunie trzeba się było wymyć pod prysznicem, a tu żadnego podziału na damskie i męskie, po wielkich oporach, w ślad za Moim ściągnęłam ręcznik i poszłam pod prysznic. Początkowo krępowałam się okropnie, ale tylko chwilowo. Potem skorzystaliśmy z sauny parowej, w której było tyle pary, że i tak nic nie było widać, i generalnie bardzo ciężko się tam oddychało więc dość szybko wyszliśmy.
Po tejże saunie, Mój zaproponował żebyśmy wskoczyli do basenu, jako, że już udało mi się przełamać, to się zgodziłam. Dalej lekko się krępowałam kiedy zdjęłam ręcznik i musiałam kawałek przespacerować nago do basenu, ale właściwie zdałam sobie sprawę, że nie mam się czego wstydzić i jak chcą to niech sobie popatrzą, przynajmniej byłam tam ciekawym widokiem, bo byłam najmłodszą osobą tam, a kobiet generalnie było mało.
Zgodnie z Moim stwierdziliśmy, że kąpiel nago to jest to, od razu wyszliśmy na drugą część basenu, na zewnątrz, genialna sprawa. Poczułam się mega wolna bez ubrań, tak sobie pływaliśmy przez jakiś czas. Samo dryfowanie sobie na plecach było super, kiedy z ponad wody wieje zimny wiatr, a woda cieplutka. Raz nawet powychodziliśmy z basenu na ten mróz i wskakiwaliśmy z powrotem na bombę.
Super sprawa, udało nam się przez to tak odpocząć psychicznie. Kąpiel nago zdecydowanie zaliczam do jednych z przyjemniejszych rzeczy jakie robiłam :D