wtorek, 21 czerwca 2016

Trochę wolnego

Mam trochę wolnego, tzn teoretycznie.
Nie zdałam jednego egzaminu, uczyłam się na niego 3 dni, byłam obkuta naprawdę mocno, ale dał takie dziwne pytania i trafiłam jeszcze do tej gorszej grupy, że no nie dało się.
Ale "cieszyłam" się z tego, że nie zdałam, bo nie chciałam dostać z tego 3, bo to by mi zaniżyło średnią i praktycznie odebrało szanse na stypendium o które chce się starać po tym semestrze.
W sumie próbując patrząc obiektywnie, to miałam nie fart w tym semestrze, głównie pod względem prowadzących i trochę na egzaminach, ale mimo to udało mi się wyciorać całkiem dobrą średnią, ale i tak czuje niedosyt, jak zawsze...
Nie mam pojęcia czy nadejdzie kiedyś taki czas, że będę z siebie zadowolona, nie potrafię sobie tego wyobrazić.

Niedługo zaczynam ten staż i boje się tego bardzo, ale muszę dać radę.

Dosłownie kilka dni temu zostałam zapytana przez mojego brata czy nie chciałabym zostać matką chrzestną ich synka. Zdziwiło mnie to niesamowicie, bo myślałam, że już kogoś wybrali, a poza tym myślałam, że jestem ostatnią możliwą kandydatką na to stanowisko. Bo któż by chciał za chrzestną dla swojego dziecka mieć jąkałę? Pomijając moje zdziwienie, to zrobiło mi się bardzo miło z tego powodu, że mnie wybrali. Nie wiem dokładnie czym się kierowali w wyborze, swoje sceptyczne myśli, które sukcesywnie wypraszam, jednak zachowam dla siebie.

Ta informacja dodatkowo wzmogła we mnie uczucie, że to już praktycznie takie w 100% dorosłe życie, coraz więcej obowiązków, bycie chrzestną, praca, studia... Jak tutaj nie zwariować?
Muszę znaleźć na to jakiś sposób, aby radzić sobie z tą presją, którą sama w sumie na siebie wywieram.

Mimo, że mam trochę tego wolnego, to i tak czuje, że każdy coś ode mnie oczekuje. Tutaj znajoma chce się ze mną spotkać (wiem, że to może głupie, ale czuje się lekko do tego przymuszona), nie chce jej olewać, ale też średnio mam ochotę na towarzystwo. Tutaj też siostra nalega żebym poszła z nią do jej nowego faceta. Nie przepadam za gościem, pewnie jeszcze o nim nie raz napiszę, ale teraz tylko powiem, że ma 36 lat i 2 dzieci.

Już jakiś czas temu o tym myślałam i muszę w końcu zacząć, o zrobieniu sobie takiego "pamiętnika/notatnika" opisującego wszystkie dobre chwile z Moim. Złapałam się na tym, że te chwile uciekają, zapomina się o nich, chciałabym mieć taką pamiątkę.

środa, 25 maja 2016

Dobry dzień

Dziś był naprawdę dobry dzień.
Z samego rana poszłam z Moim do lekarza na usg. Nie ja miałam robione usg, tylko on.
W poniedziałek był pierwszy raz, zbadać okolice nerki, bo on dłuższego czasu odczuwa tam dyskomfort. Lekarz mu powiedział, że jest tam coś nie wyraźnego, najprawdopodobniej dodatkowa miednicza, ale może być to też np. guz. Zapisał go do znajomej lekarz na środę żeby też sprawdziła.
Martwiłam się tym, ale byłam dobrej myśli, bo na logikę gdyby to był guz, to miałby jakieś przerzuty (bo podobno to dość spore było), a tak to wszystkie wyniki i wszystko inne miał w normie.
Dziś ostatecznie się potwierdziło, że to faktycznie ta dodatkowa miedniczka, ale ma jeszcze przyjść na wizytę kontrolną za 2 miesiące.

Potem, prawie zaraz jak wróciliśmy, dowiedziałam się, że dostałam się na wakacyjny staż. Byłam na liście rezerwowych, co mnie trochę zdemotywowało, ale musiałam być dość wysoko, bo bardzo szybko mnie powiadomili, że jednak się dostałam. Mój też się dostał, ale wcześniej (bez bycia na rezerwowej). Cieszę się bardzo, ale też trochę się boje, z wiadomych względów, ale dam sobie rade, nie mam za bardzo wyjścia.
Żałuje, że nie będę w stanie pojechać do rodziny do Anglii, bo końcem czerwca ma się urodzić mój bratanek. Tzn będę w stanie pojechać, ale tylko na tydzień, bo tyle mogę sobie urlopu wziąć, ale jeszcze nie wiem kiedy.
Czekam jeszcze tylko na odpowiedz zwrotną, czy poprawnie wypełniłam formularz.

Zabawny fakt, Mój pokłócił się o coś z tą swoją była i ona go zablokowała na fb ;p
Trochę dziecinne, ale nie powiem żeby nie sprawiło mi to jakiejś tam radości.
Chociaż wiem, że i tak prędzej czy później się pogodzą, bo jeszcze zostaje przyjaciółka tej byłej, która na pewno go prędzej czy później zaprosi gdzieś na imprezę. Ale na razie cieszę się chwilą :D

@Add

Naszła mnie taka refleksja, ludzie modłą się do Bogów kiedy mają jakiś problem, a jak jest dobrze, to kompletnie wyżej wymienionymi bóstwami się nie interesują. Ja chodź jestem ateistką/agnostykiem, jestem wdzięczna losowi, życiu za to co mam. Mimo, że nie zawsze tak jest, bo w tych gorszych chwilach bywa różnie. To w takie dni jak ten kiedy parę trosk spadło z serca, kiedy czuje się spełniona i szczęśliwa, chciałabym wszystkim (w tym także i sobie) powiedzieć, dziękuje.

poniedziałek, 2 maja 2016

Post v2

Zdecydowałam się na usunięcie wcześniejszego postu, bo był pisany po pijaku i nie miał większego sensu. Więc zacznę jeszcze raz.
Dostaliśmy z Moim zaproszenie na ognisko, nie wiedzieliśmy, że będzie jego była, ale ja byłam o tym przekonana, bo mocno przyjaźni się z gospodarzem. Zgodziłam się, powiedziałam Mojemu, że będę próbować się dobrze bawić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że raczej nie chce tam iść. "Chciałam" tam iść ze względu na niego, nie chce żeby przeze mnie musiał opuszczać jakieś imprezy.
I faktycznie, postanowiłam sobie, że nawet jak mi się to nie podoba, to chociaż będę udawać, że się dobrze bawię żeby jemu tej zabawy nie zepsuć. Bo zgadzanie się na pójście tam tylko po to żeby pokazywać jak mi się nie podoba byłoby bezsensu.
Stresowałam się trochę, bo nie lubię poznawać nowych osób i nie lubię spędzać czasu w towarzystwie nieznajomych i osób, które nie lubię.
Ale tak się złożyło, że byliśmy pierwsi więc to w sumie było dla mnie najlepsze.

Potem zaczęło się zbierać towarzystwo i przyszła Ona, wraz ze swoją przyjaciółką, którą do tej pory nie miałam okazji poznać. Automatycznie miałam do niej awersje, bo będąc jej najlepszą przyjaciółką stwierdziłam, że musi być bardzo podobna. Trochę się pomyliłam, była dość sympatyczna, na pewno bardziej niż Ona, chociaż nie mogę powiedzieć, że ją lubię, bo Mój wspominał mi, że ona(ta przyjaciółka) mu mówiła, że wygląda na to jakby Ona (była) chciała do niego wrócić. Takie sugestie są moim zdaniem nie na miejscu, gdyż pokazuje jak bardzo "śmieszy" ich nasz związek. Wydaje mi się, że uważają, że Mój nie traktuje mnie poważnie, gdyż chodzi na imprezy, spotyka się z Nią i Ona myśli, że on mi o tym nie mówi.
Nie chce sypać imionami, dlatego mam nadzieje, że ktoś się połapie w tym ;p

W skrócie. Nie było beznadziejnie, mimo, że Ona sypała paroma dwuznacznymi tekstami w stronę Mojego, ale próbowałam to ignorować. Właściwie nie bardzo wiem jak mam się zachowywać w takich sytuacjach, czy ignorować czy może spróbować jej zwrócić jakoś uwagę. Ale wydaje mi się, że zwrócenie uwagi nie jest najlepszym pomysłem.
Bardzo mnie zastanawia dlatego ona się zachowuje w ten sposób, jest to dla mnie nie zrozumiałe i uważam to za trochę żałosne. Jakaś dziwna próba zwrócenia uwagi?
Jedna sytuacja mi się podobała, kiedy mój mnie pocałował, ona coś tam mówiła i chyba to zauważyła, bo zacięła się na chwilę w połowie słowa. To zdecydowanie nakarmiło moje ego ;p

Mimo, że nie było beznadziejnie, to nie bawiłam się dobrze. Bo jak się dobrze bawić w towarzystwie osób, które dobrze się znają? Kiedy 95% rozmów jest na temat jakiś osób, albo sytuacji, których nie znam, w których nie brałam udziału.
Na koniec jak już z moim wychodziliśmy, to najpierw na pożegnanie "przytuliła" Mojego, a potem mnie. Cóż za zażyłość, nieprzyjemne to było ;p

Wiem, że sama trochę się z tym nakręcam, że wręcz nie przyjmuje do wiadomości możliwości polubienia jej. Lepiej mi jest kiedy czuje do niej negatywne emocje. Bo w sumie jakie powinnam czuć, do osoby, która "flirtuje" z Moim facetem czy próbuje coś dziwnego udowodnić? Nie podoba mi się to i nie wiem czy powinnam zobojętnieć na to czy dobrze, że mnie to irytuje. Bo jak mogłabym na to "pozwalać"?

Generalnie byłam i czułam się tam całkowicie zbędna, taki intruz w towarzystwie.
A im bardziej zastanawiam się nad Nią, tym bardziej nieprzyjemne uczucia mnie ogarniają, wręcz lekka odraza. Szkoda energii na rozmyślanie o tym i irytowanie się, ale to wcale nie jest takie proste.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Nie mam pomysłu na tytuł

Raczej rzadko zdarza mi się pisać posty najpierw w formie dokumentu, ale teraz siedzę na uczelni i średnio chce włączać bloggera ;p Nie chce żeby ktoś się przypadkiem zainteresował co robię, a widok dokumentu jest bardziej powszechny. Ostrożność przede wszystkim.
W sumie takie pisanie ma swój urok. Do zajęć mam jeszcze 30 min, a nie chce mi się nic czytać ani poprawiać żadnego projektu, bo takie poprawienie na chwile przed zajęciami często stwarza więcej problemów niż pożytku.

Zacznę trochę nie pokolei. Wczoraj się dowiedziałam, że moja pra babcia zmarła. Ostatnio miała wylew, miała operacje, którą przeżyła, więc myśleliśmy, że się jej poprawi, ale niestety. Byliśmy nie tak dawno ją odwiedzić w szpitalu. Dziwnie mi z myślą, że jej nie ma. W czwartek jest pogrzeb, muszę tak zgrać swoje zajęcia żeby zdążyć przyjechać.

Poza tym, wczoraj miałam testy kwalifikacyjne na staż do jednej firmy. Stresowałam się niesamowicie, ale koniec końców wyszłam zadowolona. Całkiem dobrze mi poszło, bardzo mało było pytań o których nie miałam pojęcia. Ale ciężko tak naprawdę stwierdzić czy się dostane czy nie, wyniki mają być końcem maja.

Nie wiem czy coś poza tym się działo. Całe dnie spędzam na robienie projektów, plus robienie rzeczy na inne zajęcia. Chociaż nie raz mam wrażenie, że za cholerę się nie wyrobie, to jednak koniec końców zawsze jakoś mi się udaje. Mam też ciągle wrażenie, że nie zdążę ukończyć tych projektów, ale jednak jakoś to ciągle idzie do przodu, chociaż dalej ciężko mi sobie wyobrazić skończony produkt. Ale jednak daje to niesamowitą satysfakcje kiedy widzę, że to działa. Chyba jedyna dziedzina życia w której jestem naprawdę sumienna i nie mam słomianego zapału ;p Bo w sumie studia narzucają mi że muszę to robić, więc nie może mi się nie chcieć. To też jest dobry sprawdzian, czy jestem w stanie pracować pod presją i nad rzeczą, którą może nie w stu procentach chce.

niedziela, 27 marca 2016

Lepiej

Dawno chyba nie napisałam dwóch postów w tak krótkim czasie, ale chciałam napisać, że... jest lepiej.
Przyjechali moi rodzice na święta, miło jest spędzić z nimi trochę czasu.
Poza tym, powiedziałam Mojemu co mi leży na sercu, że czuje się trochę zaniedbywana (bo trochę dał mi do tego kolejny powód), chyba zrozumiał. Był kochany :)
Wiem, że w związku są lepsze i gorsze chwile, i mimo, że czasem cierpię, to przecież nie ma róży bez kolców.
To chyba tyle, uśmiecham się :)

piątek, 25 marca 2016

Źle

Cholernie mnie boli. Nie wiem co mam robić. Nie wiem jak mam się zachowywać.
Mój wczoraj był na imprezie gdzie była ta jego była, ok, wiedziałam, że skoro wrócił do siebie na święta to NA PEWNO go zaprosi gdzieś. Długo jak widać czekać nie musiałam, irytowało mnie to fakt, ale nie mówiłam nic Mojemu. Zawsze się martwię, irytuje i mam zły humor kiedy on się z nią spotyka. Przeżyłam. Dziś się okazało, że dzisiaj znowu się widzą, tym razem u Mojego, plus jeszcze jeden kumpel. Tutaj już nie potrafiłam przemilczeć. Powiedziałam mu 0,5% tego co mi leży na sercu, ale co z tego? On i tak zawsze uważa, że przesadzam, a słysząc tekst, że gdyby mi nie mówił to bym się nie irytowała, od razu zirytowałam się bardziej. Wiem, że on nic nie zrobi, mówiąc wprost wiem, że on mnie nie zdradzi. Ale ona jest paskudnym typem człowieka, nie ma skrupułów. Byłaby w stanie go pocałować, tak jak jest w stanie z nim flirtować (chociaż Mój uważa, że wcale tego nie robi). Ewidentnie kpi z naszego związku mówiąc mu "i tak pewnie jej nie powiesz, że się widzieliśmy", albo "piszesz do mnie bo się pewnie pokłóciliście". Boli mnie to, że mają taki kontakt i to wcale nie jest kontakt typu: po prostu znajomi, mimo, że Mój tak uważa. Fakt, że ją lubi mnie boli, fakt, że lubi spędzać z nią czas mnie boli. Jak ma mnie to nie boleć? Jak tutaj nie czuć się nie pewnie patrząc na to? Słysząc, że on przecież wie co robi, że nie mam się czym martwić, że przesadzam. Irytuje mnie, że ona zabiera część jego uwagi. Już i tak czuje niedosyt jego uwagi w moja stronę.
Mimo, że nigdy mu nie powiedziałam żeby przestał z nią gadać (mimo, że mi to proponował parę razy) i tak usłyszałam, że on się nie będzie bawił w jakieś śmieszne ultimatum, którego nawet mu nie wystawiłam. Mówi, że mnie rozumie, że rozumie moją irytację itp. To nie prawda. Nie wiem jak mam z nim rozmawiać. Nie chce wylewać swoich żali, co i tak byłoby bez celowe, bo przecież przesadzam i "co on niby ma zrobić". Czuje się cholernie niepewnie, mimo, że mieszkamy razem, ale tak naprawdę co z tego? Nasze mieszkanie wygląda tak, że On się uczy, ja się uczę, a tak faktycznie razem czasu spędzamy bardzo niewiele.
Co ja mam do cholery robić? Nie chce wywierać na nim poczucia winy, ani dawać jakiegoś ultimatum, ani do niczego zmuszać. Chciałabym żeby on chciał...
Cholernie mi ciężko, kolejny wieczór zmarnowany na szukaniu jakiegoś zajęcia żeby nie katować się i nie myśleć o tym.

niedziela, 6 marca 2016

Przemyślenia o obecnym stanie

Dawno nie pisałam tak nic po prostu, jakiś moich przemyśleń. Zwykle opisywałam co się u mnie działo, aby nie zapomnieć, bo ostatnio co raz mniej zapamiętuje zdarzeń. Bywał czas, że bardzo często zapamiętywałam całe rozmowy, kłótnie czy ważne rzeczy mi powiedziane. Teraz mam z tym ogromny problem, bardzo szybko zapominam o czym z kimś rozmawiałam, albo też dość często zapominam jakiś bardziej ważnych rzeczy, które ktoś mi powiedział.

Od dłuższego czasu żyje w ciągłej bieganinie, większość czasu spędzam na nauce. Daje mi to satysfakcje, ale ostatnio zauważyłam, że zaczęła mi przeszkadzać ta monotonia, że siedzenie cały czas w domu mnie męczy. Nigdy nie byłam typem socjalnym, zawsze stronie od ludzi, ale lubię czasem gdzieś z kimś wyjść, to odświeżające. Człowiek wtedy nie myśli o tym, co musi zrobić na jutro czy na za tydzień.
Spędzam tyle czasu na nauce, bo naprawdę chce to robić i chce w przyszłości pracować jako programista. Wiele osób mi mówiło, że i tak nie znajdę pracy w swoim zawodzie, nie cierpię tego typu gadania i nigdy w nie niewierze. Przecież kiedyś już usłyszałam, że nie pójdę na studia do Krakowa, a tu proszę :P

Nie jest mi łatwo, gdyby chodziło o sam fakt nauki, to miałabym 80% mniej stresów i zmartwień. Mówię oczywiście o moim wszechobecnym jąkaniu, mówią, że to nie powinno determinować mojego życia, że mimo to powinnam robić to co chce. Usilnie staram się to robić, ale ostatnio jest ze mną gorzej, z moją mową. Doszło do tego, że mam problem z powiedzeniem słowa "jestem" kiedy jest sprawdzana obecność. Irracjonalne prawda? Nie dokładnie wiem kiedy ten problem się narodził, ale wiem, że jest on dlatego, że obawiam się, że właśnie nie będę mieć obecności i będę musiała coś odrabiać, ustalać, co równa się temu, że będę musiała mówić. Ten strach tak sobie kiełkował powoli, teraz doszło to do etapu, że zastanawiam się czy na zajęciach będzie lista czy sprawdzenie obecności, czy prowadzący będzie się patrzył po sali żebym mogła się wspomóc podniesieniem ręki. Bo jeżeli ktoś nie będzie widział, że ja staram się zgłosić, to po prostu przeleci dalej uznając, że mnie nie ma i będzie trzeba mówić i tłumaczyć się, że jednak jestem.
Wiele osób mówi, nie denerwuj się, jak się denerwujesz to oddychaj parę razy głęboko, ale problem jest w tym, że ja się nie boje ogólnie. Mój strach narasta w chwili kiedy zbliża się do mojego nazwiska, nawet ciężko to nazwać strachem, określenie tego mała paniką będzie trafniejsze. Nie jestem niestety w stanie opanować paniki w tak krótkim czasie.

Wiem, że sama na sobie wywieram presje czy to z mową, czy z nauką, ale nie potrafię inaczej. Bo chce w swoich oczach być czegoś warta. To jest coś czego mi brakuje, mimo, że mam lepsze oceny niż większość ludzi na roku, mimo, że uważam się za bardziej ogarniętą niż reszta, to i tak podświadomie czuje się gorszą kategorią człowieka.

Ciągle towarzyszy mi lęk czy wyrobie się ze wszystkim co mam do roboty. Muszę znaleźć czas aby popracować nad sobą, jakąś relaksacje czy coś.
I generalnie powinnam zacząć ćwiczyć mowę, ale jakoś nie mam do tego motywacji, bo nigdy nie dawało to efektów na dłuższą metę. Wiem, że nigdy nie udawało mi się za długo wytrwać w tych ćwiczeniach. Ciągle towarzyszy mi przeświadczenie, że mową jak każda inna umiejętność, że byłabym w stanie to wytrenować czy odpowiednim nakładzie pracy, tak jak np nauka jazdy na snowboardzie, albo zrobienie szpagatu, czy nauka jakiegoś języka. Ale moja podświadomość pyta się mnie, jaką mam pewność, że to zadziała? Co robić aby sobie pomóc, nigdzie nie ma konkretnej instrukcji do tego. Do każdej innej umiejętności są instrukcje i gwarancja, będziesz ćwiczyć będziesz miał efekty, a w tym przypadku nie ma tej pewności...

poniedziałek, 29 lutego 2016

Złe i dobre rzeczy

Dawno nie pisałam, a jest parę spraw, które zasługują na zapamiętanie.
Nawet jeżeli jest to coś tak strasznego jak to co zaraz opiszę.

Sytuacja miała miejsce już jakiś czas temu, jakoś początkiem sesji, poszliśmy z Moim obejrzeć nasze egzaminy. Wracając do domu z jednym kumplem usłyszeliśmy najpierw pisk, spojrzeliśmy się w stronę tego dźwięku i na naszych oczach starsza kobieta została potrącona na pasach z ogromnym impetem. Wyleciała dobre dwa metry w powietrze i upadła spory kawałek dalej. Już trzy osoby zaczęły dzwonić na pogotowie więc my już nie dzwoniliśmy.
Było to jedno z najbardziej przerażających rzeczy jakie w życiu widziałam. Nie wiem czy to do końca prawda, ale podobno ta kobieta potem zmarła w szpitalu.
Ludzie potrafią jeździć jak kretyni, jeszcze w tak zatłoczonym przez ludzi miejscu gdzie wiadomo, że co chwila ktoś przez te pasy przechodzi. Nie wiem jak on mógł się rozpędzić do takiej prędkości.


Przechodząc teraz do rzeczy pozytywnych, o tym będzie dłużej bo jest to świeższe.
Postanowiliśmy z Moim wybrać się w góry, tzn ja postanowiłam mu to zaproponować, bo doskonale wiedziałam jak bardzo chciał sobie pojeździć na snowbordzie. Zostały mi jeszcze pieniądze z tego co zarobiłam we wakacji, więc sobie pomyślałam, że kurcze dlaczego nie. Obdzwoniliśmy masę pensjonatów, ale w większości już były miejsca zajęte albo strasznie drogo. Trafiliśmy na ofertę za 50zł od osoby i na tym mieliśmy zakończyć, ale zadzwoniliśmy jeszcze w jedno miejsce i udało się znaleźć pokój za 25zł od osoby.
Warunki były naprawdę super w stosunku do ceny.
Udało się, że Mój miał u siebie dwa komplety snowbordowe więc nie musieliśmy wydawać pieniędzy na wypożyczenie. Generalnie nigdy wcześniej nie jeździłam na snowbordzie.
Kupiliśmy sobie karnet trzydniowy i zaczęliśmy moją naukę. Na początku myślałam, że mam prawą nogę prowadzącą, ale ciągle znosiło mnie na lewą więc zdecydowałam się spróbować jeździć na lewej. O wiele lepiej zaczęło mi się jeździć. Moja nauka wyglądała zabawnie, wywróciłam się spokojnie ponad 100 razy, kilka razy w kogoś wjechałam, raz wjechałam w siatkę i tylko jej się trzymałam nad mała przepaścią ;p Jeden upadek miałam dość groźny, bo wybiło mnie w powietrze i upadłam tak, że aż strzeliło mi w karku. Mam kompletnie posiniaczone kolana i tył ud, ale w końcu udało mi się nauczyć jeździć na snowbordzie, chociaż jeszcze trochę boje się jakoś specjalnie rozpędzać.
Pierwszego dnia mieliśmy spędzić cały dzień na stoku, ale jak to pierwszy dzień, szło mi najgorzej więc zdecydowaliśmy pójść wieczorem na termy, bo byłam już całkiem obolała.
Kupiliśmy sobie bilet open gdzie mieliśmy dostęp do wszystkich stref, zabawy, relaksu i saunarium.
Nie jestem fanką różnego typu zjeżdżalni, ale kilka bardzo mi się podobało, ale strefa relaksu i saunarium zdecydowanie wygrywają. W strefie relaksu najbardziej podobał mi się basen, który miał swoją część na zewnątrz.
Największą jednak niespodzianką i odpoczynkiem było dla mnie saunarium, razem z Moim nigdy wcześniej nie byliśmy, więc jak weszliśmy tam, to zostaliśmy poinstruowani co i jak. Tam dowiedzieliśmy się, że musimy się rozebrać i chodzić w ręczniku (co już było dla mnie lekko krępujące), ponad to, dowiedzieliśmy się, że tylko jedna sauna jest z możliwością wejścia z ręcznikiem, do pozostałych + do basenów itp trzeba było wchodzić nago.
Jak usłyszałam, że trzeba chodzić nago, to miałam wielkie obiekcje, ale na początku poszliśmy do tej sauny gdzie można mieć ręcznik. Po każdej saunie trzeba się było wymyć pod prysznicem, a tu żadnego podziału na damskie i męskie, po wielkich oporach, w ślad za Moim ściągnęłam ręcznik i poszłam pod prysznic. Początkowo krępowałam się okropnie, ale tylko chwilowo. Potem skorzystaliśmy z sauny parowej, w której było tyle pary, że i tak nic nie było widać, i generalnie bardzo ciężko się tam oddychało więc dość szybko wyszliśmy.
Po tejże saunie, Mój zaproponował żebyśmy wskoczyli do basenu, jako, że już udało mi się przełamać, to się zgodziłam. Dalej lekko się krępowałam kiedy zdjęłam ręcznik i musiałam kawałek przespacerować nago do basenu, ale właściwie zdałam sobie sprawę, że nie mam się czego wstydzić i jak chcą to niech sobie popatrzą, przynajmniej byłam tam ciekawym widokiem, bo byłam najmłodszą osobą tam, a kobiet generalnie było mało.
Zgodnie z Moim stwierdziliśmy, że kąpiel nago to jest to, od razu wyszliśmy na drugą część basenu, na zewnątrz, genialna sprawa. Poczułam się mega wolna bez ubrań, tak sobie pływaliśmy przez jakiś czas. Samo dryfowanie sobie na plecach było super, kiedy z ponad wody wieje zimny wiatr, a woda cieplutka. Raz nawet powychodziliśmy z basenu na ten mróz i wskakiwaliśmy z powrotem na bombę.
Super sprawa, udało nam się przez to tak odpocząć psychicznie. Kąpiel nago zdecydowanie zaliczam do jednych z przyjemniejszych rzeczy jakie robiłam :D

niedziela, 17 stycznia 2016

Poznanie

Sam sylwester minął mi bardzo miło, bez szaleństw, ale bardzo miło go wspominam. To co działo się trochę wcześniej i trochę później chce tu opisać.

Temat Byłej jest ostatnio u mnie dość często. Dla uproszczenia nazwę ją A.
Więc, A jest to kobieta, która działa mi na nerwy i robi to z premedytacją. Bo Mój utrzymuje z nią dalej kontakt, więc jestem skazana na jakąś tam jej obecność.

Na dzień czy dwa przed sylwestrem, A napisała do Mojego, że chyba będzie się musiała mu wbić na sylwestra, bo na imprezie na której ona ma być, będzie jakiś ziomek, który ją prześladuje.
Tak po chamsku chciała się wprosić. Mój robił sobie z tego jaja, ale wcale by mu nie przeszkadzała ona na sylwestrze, więc oddał sprawę w moje ręce. Koniec końców pokłóciliśmy się o to okrutnie, już mniejsza o szczegóły, bo wałkowaliśmy to już.

Po sylwestrze, parę dni po, nie wiem ile dokładnie. Siedzimy sobie z Moim i uczymy się czegoś tam, nagle do niego na fb piszę A, czy chcemy iść spacer. Generalnie ona bardzo chciała mnie poznać, bo jesteśmy z Moim już długo itp. Jako, że bardziej nie chciało mi się wychodzić na to zimno niż z nią spotykać, to powiedziałam, że nie chce mi się bo zimno jest i, że jak tak bardzo chce mnie poznać, to niech się pofatyguje do nas. Tak w sumie pół żartem, pół serio to rzuciłam, ale koniec końców, zgodziłam się aby Mój jej to napisał. Tutaj zaczęła się bardzo wykręcać, że nie bo zimno ( a sama chciała iść na spacer ) i jakieś totalnie absurdalne teksty zaczęła pisać typu, że ona się nie będzie do Niego dostosowywać, że było tyle okazji i ciągle mówił nie itp. Rozbawiło mnie to zupełnie i czułam satysfakcje, że się boi przyjść (bo ewidentnie wyglądało, że się bała). W końcu po kilkudziesięciu minutach, mówienia jej, że jak chce to niech przyjdzie, stanęło na tym, że przyjdzie jutro. Tak, umówiliśmy się z nią (i jeszcze z kumplem Mojego) na następny dzień (wieczór) na granie w Amnestie. Zdziwiło mnie to, że jednak coś z tego będzie.
Zgodziłam się tylko z myślą o tym żeby mieć już to za sobą i z nadzieją, że może dzięki temu trochę się odpieprzy.

Sądny dzień:
Do południa się uczyliśmy, a potem o 18 mieliśmy zacząć tą "imprezę". Ani jedno, ani drugie nie przyszło na czas. Kumpel dlatego, że myślał, że umówiliśmy się na 19, a ona, dlatego... bo zawsze się spóźnia (z tego co Mój mówił). Czułam stres przed tym, nie powiem, dość duży. Miałam duże oparcie w rodzicach Mojego, to pomagało, mogłam sobie do nich trochę ponarzekać i do mojego też w sumie.
Fakt, że się spóźniała dał mi idealny pretekst do mówienia rzeczy typu "co za człowiek, jak można się tak spóźniać. Skarbie z kim ty się zadajesz".
W końcu przyszła, po tym jak się jej przedstawiłam zeszło już w sumie ze mnie ciśnienie. Najpierw gadała tam trochę z mamą Mojego pytając jak się czuje itp. Moja misją na ten dzień było, przeżyć, spróbować się dobrze bawić, ale za cholerę nie dać pokazać mojej irytacji.

Nie wiele z nią rozmawiałam, parę rzeczy mówiłam tak bardziej w eter niż do niej (w odpowiedzi na jakiejś jej tam pytania, nie koniecznie skierowane do mnie). Nasz dialog, był chyba tylko i wyłącznie na temat gry, nie przypominam sobie innej sytuacji w której ja mówiłam do niej, a ona do mnie.
Generalnie, dużo rzeczy już o niej słyszałam wcześniej, np o tym, że jest sztywna i dość małomówna. Ale tego wieczora zaskoczyła wszystkich, rodzice mojego, że nigdy jej takiej "normalnej" nie widzieli. Jej misją jak widać było pokazanie się mi z jak najlepszej strony.
W pewnym momencie, jak graliśmy, zaskoczyłam się, bo zauważyłam, że przestała mi przeszkadzać jej obecność tutaj, ale na szczęście nie trwało to długo, szybko zaczęła mnie irytować.Czym dokładnie? Trzymaniem się jednego typu żartu (co po pewnym czasie przestało być śmieszne) i jakimś wspominkami typu "graliśmy kiedyś z kimś tam w coś tam".

Potem graliśmy chwile w chińczyka, Mój rzucał mi nie wymowne spojrzenia typu "czemu nie podajesz jej kostki?" wiec zaczęłam jej ją podawać trochę.
Teraz kulminacja. Jak już mieli iść, po podaniu ręki mi, zwróciła się, żeby się z nim pożegnać per "pa skarbie". Doskonale wiem, że to było dla żartu i doskonale wiem, że było to po to żeby mnie zirytować. Żałuje tylko, że wtedy nie zareagowałam jakoś na to, po prostu to przemilczałam, żałuje.

Ogólnie spotkanie z nią wspominam kiepsko, nie mam zamiaru prędko się z nim znowu spotkać. A chyba moje założenie się sprawdziło, bo od tamtego czasu, nic do niego nie pisała. Chociaż wiem, że na pewno się jeszcze odezwie.

Bardzo dużo jest we mnie jadu w stosunku do jej osoby, uważam, że w pełni uzasadnionego.
Mniej lub bardziej świadomie czekam na jakiś konkretniejszy powód aby powiedz Mojego żeby z nią więcej nie rozmawiał. Kilka razy mi proponował, że nie będzie, ale ja nie chce mu tego zabraniać bez konkretnego powodu. Jednocześnie, wcale nie chce żeby ten "powód" się wydarzył, nie mówię tu o zdradzie z jego strony, ale o jakimś konkretnym uwodzeniu (Mojego przez nią), albo np. próbie pocałunku. Wiem, że On by mi to powiedział. Bardzo nie lubię tej osoby.