Zdecydowałam się napisać nowy post z dwóch powodów, wczoraj wydarzył się ciekawy incydent, a dziś czuje taka wewnętrzną niechęć do robienia czegokolwiek.
Zacznę od niechęci. W piątek pisałam 3 termin egzaminu z fizyki... zdałam! Cieszę się z tego bardzo. Ale dzisiejszego dnia jakoś żywcem nie mam humoru, ani ochoty nic robić. Ta niechęć jest głównie spowodowana wczorajszym incydentem.
Umówiłam się z dziewczynami, że jedziemy do Rzeszowa się trochę pobawić, nasza znajoma tam studiuje, ma mieszkanie więc jest gdzie spać. Pominę już fakt, że one postanowiły sobie jechać dzień wcześniej, a dowiedziałam się o tym trochę przez przypadek.
A więc, piątek. Po egzaminie szybko wróciłam do siebie, spakowałam się i pojechałam do mojego rodzinnego miasta. Tam w bardzo szybkim tempie wróciłam do domu, zjadłam szybko obiad i poleciałam na pociąg, tak więc bardzo zalatany dzień.
Dojechałam szczęśliwie na miejsce, znajoma po mnie wyszła i zaprowadziła do mieszkania. Zaczęło się przyjemnie, drinki, śmiechy itp. Była mowa od razu, że potem idziemy do klubu i było to dosłownie obiecane (Bo jaki jest sens jechać taki kawał tylko po to żeby siedzieć w domu?). Moje znajome stwierdziły, że chcą iść wcześniej napić się jeszcze w plenerze, a więc poszłyśmy.
Siedzimy sobie, pijemy, jest w sumie przyjemnie, aż tu nagle kończy się alkohol, a więc jak było mówione idziemy do klubu. Jedna z nich, (nazwijmy ją żeby było łatwiej "Z") najebała się konkretniej, a więc zrobiła się lekka akcja, że wracamy do domu bo ona jest pijana, ale suma sumarum w końcu poszłyśmy do klubu.
Zaczynamy sobie tańczyć, jest całkiem miło, już zapominamy o lekkiej spinie. Jedna z dziewczyn odłączyła się dosłownie na chwilę, tańczyła z jakimś facetem i zniknęła nam z pola widzenia. Z zaczyna wpadać w panikę, że trzeba jej szukać. Nie uważam aby fakt, że kogoś nie ma dwie minuty wystarczał żeby zacząć go szukać. Ale koleżanka znalazła się po dosłownie 30 sekund, więc bawimy się dalej. Bawimy się bawimy i nagle ni stąd ni zowąd, dwie te koleżanki zaczęły się kłócić i jedna gdzieś poszła. Zaczęłyśmy jej szukać, najpierw po klubie, potem wyszłyśmy na zewnątrz.
Tutaj właśnie zaczyna się zabawa. Wszystkie poddenerwowane zaistniałą sytuacją już, gadamy gdzie ona może być, ja powiedziałam, że zamiast stać i przez 10 minut debatować nad tym czy ona może wróciła do mieszkania, a może poszła gdzieś indziej, lepiej będzie jak aktywnie jej poszukamy. Tutaj wtrąciła się Z mówiąc mi, że jestem &^*, że gdzie niby chce ją szukać, na co ja odpowiedziałam jej żeby przestała tak gadać bo mnie wkurza (trochę innymi słowami).
Nagle ona wypaliła do mnie z tekstem, że dobrze, że mnie Mój chłopak nie wkurza. Wkurzyłam się na takie nawiązanie do Niego, żeby ochłonąć wróciłam do klubu żeby przy okazji poszukać Zaginionej.
Tutaj przerwę na chwilę i powiem, że ja nie zależnie od tego czy wypije czy nie, potrafię się zachować, nigdy po alkoholu z nikim nie wszczynam awantur, z nikim się nie szarpie, nie stroje fochów i nigdzie nie uciekam.
Wracam do nich po kilku minutach, pytam czy Zaginiona się znalazła. "Z" zaczęła mnie przepraszać za to co powiedziała (swoją drogą kompletnie nie wiem po co tak bezsensu Jego w to wplątała), zaczęła mi mówić, że ona mnie przeprasza, ale ona go nielubi i że go nie polubi, ale nie musi, że ważne, że my się kochamy, że według niej jest dziwne. Zrobiło mi się przykro, ale powiedziałam, że nie musi go lubić i tyle, zostałyśmy pogodzone.
Chwilę po tym zajściu Zaginiona się znalazła, koleżanka podeszła do niej i w mało kulturalny sposób zaczęła ją ochrzaniać (i słusznie) za to że tak poszła. Na co Była-Zaginiona, znowu sobie poszła gdzieś, nie udało nam się ją dogonić. Ja już co najmniej poddenerwowana cała sytuacją powiedziałam, że nie ma sensu za nią bez przerwy latać i że jak ona się tak zachowuję to ja mam to powoli gdzieś. Na co od Z usłyszałam, że jak Zawsze jestem Egoistką i to mnie zabolało najbardziej. Bo ja osobiście za egoistkę się nie uważam (a kiedy ona to powiedziała, zastanowiłam się czy może aby faktycznie nie jestem), zawsze to ja nad wszystkimi piecze trzymałam (a tego typu akcje przy nich są naprawdę często). Ta moja postawa faktycznie była lekko egoistyczna, bo podyktowane to było tym, że miałam już naprawdę dość takich ich zachowań, bo przyjechałam tutaj taki kawał drogi, bo chciałam się zabawić i w końcu trochę odpocząć. Nie przeczę, że to nie było egoistyczne, ale uważam, że mam prawo czasem do odrobimy egoizmu i że nie muszę się ciągle podporządkowywać ich humorkom, i nie uważam żeby to czyniło ze mnie egoistkę.
Pokłóciłam się z Z, potem ona znowu zaczęła mnie przepraszać, ale mało mnie to obchodziło, bo raz się może zdarzyć, ale po raz kolejny już nie miałam zamiaru tego znosić. Odeszłam od nich kawałek żeby pobyć sama. Potem rozmawiałam chwilę z kumpelą, ona stwierdziła, że nie powinnam się przejmować jej gadaniem, zaczęła mnie pocieszać. Powiedziałam jej, że żałuję, że tu przyjechałam i że jutro wyjeżdżam, zrozumiała mnie.
Dziś rano zaczęłam się zbierać do wyjścia, na co dziewczyny nie chciały mnie wypuścić, stwierdziły, że Z mnie przeprosiła więc mnie nie rozumieją czemu chce jechać. Powiedziałam im prawdę, że chce wracać do domu i kompletnie nie mam ochoty tutaj zostać dłużej. Po długim tłumaczeniu tego samego w końcu dostałam kluczę.
Przydługa historią wiem, bardzo szczegółowo opisuje całe zdarzenie.
Podsumowując, bo pół dnia o tym myślałam. Uważam, że czasem mam prawo do odrobiny egoizmu, uważam, że dobrze zrobiłam, że postawiłam na swoim i wróciłam do domu. Co nie zmienia faktu, że zostało we mnie takie nieprzyjemne uczucie.
Boli mnie ich postawa wobec Mojego Chłopaka, oceniają go przez bardzo wąski pryzmat, po jednym wieczorze spędzonym w swoim towarzystwie. Na odchodne jeszcze Z mi powiedziała, że ona mnie wczoraj przepraszała, że klękła przede mnie i rzuciła w moim stronę tekstem "Ciekawe czy twój xyz (Mój chłopak) kiedykolwiek przed tobą uklęknie, może jakby ci się oświadczał, a i w to wątpię".
Nie rozumiem na jakiej podstawie wyrzuca mi aluzje, że on mnie nie szanuję (bo o to jej chodziło). Ja w przeciwieństwie do nich jeżeli ktoś mi mówi coś takiego, albo mnie w jakiś sposób oskarża, to staram się to przemyśleć, czy może faktycznie tak jest. W tym przypadku nie było inaczej.
Fakt nasz związek nie wygląda tak, że on mi we wszystkim nadskakuję, ale ja tego nie chcę! Jesteśmy ze sobą nawzajem szczerzy i z pełną stanowczością mogę stwierdzić, że jakakolwiek aluzja/sugestia o tym, że on mnie rzekomo nie szanuję jest co najmniej obraźliwa, dla mnie i dla niego.
Przy nikim innym nie czułam się tak dobrze i nigdy nie czułam się tak doceniona i kochana jak przy Nim.
To koniec tego przydługiego postu, chciałam to z siebie wyrzucić i przy okazji mieć pamiątkę żeby nie zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz