Lubię pisać, zawsze lubiłam. To, że kartka zapisuje się moimi myślami (czy to wirtualnie, czy na papierze), to takie twórcze, zostawia ślad.
Założyłam sobie zeszyt, taki do samorozwoju, do zapisywania planów itp, tak bardziej zacznę go prowadzić jak zacznie się rok akademicki, ale już troszkę tam nabazgrałam. W tym semestrze chce mieć średnią co najmniej 4,0 i wiem, że jestem w stanie to zrobić. Mimo tego, że w tym semestrze mam 8 zajęć + basen, ale mieszkam teraz bardzo blisko uczelni, więc odchodzi mi marnowanie 2 godziny dziennie na dojazd! Bardzo podobają mi się studia, lubię się uczyć, jedyne co mi przeszkadza, to ciągły stres (związany z mową), a w tym semestrze będę go mieć szczególnie dużo. Chce jak najlepiej wykorzystać ten czas, robić sobie codziennie plany, to bardzo mi pomaga i dodatkowo motywuje. Chcę wprowadzić do swojego jadłospisu więcej zdrowych produktów, ale nie chce rezygnować z drobnych, niezdrowych przyjemności, jak na przykład zapalenia papierosa od czasu do czasu, nie uważam żebym musiała sobie tego odmawiać. Chce zacząć regularnie biegać, chodząc na siłownie w Anglii przekonałam się (po raz kolejny), że uwielbiam sport. Dużo rzeczy się mówi, a potem z realizacją bywa różnie.
Co mi zawsze utrudniało realizacje celów? Jakieś niespodziewane rzeczy, które zaburzały mój plan dnia. Nie cierpię monotonii, ale jednocześnie lubię mieć sztywno zaplanowany dzień. W momencie kiedy nie żyje tylko sama dla siebie (kiedy np jestem u rodziny), to ciężko mi jest trzymać się jakiegoś planu. Na szczęście, mam tak dojrzałego faceta, że bez problemu zrozumie kiedy mu np. powiem żeby teraz mi nie przeszkadzał, bo coś robię :) To samo w sobie jest bardzo budujące gdyż mnie nie ogranicza w żadnym stopniu.
Mój ostatni post wzbudził jak dotąd chyba największe zainteresowanie na moim blogu, ludzie chyba lubią czytać o niezbyt pozytywnych rzeczach :p
Odpoczęłam trochę psychicznie. Ciągle mówiłam sobie, że nie mogę sobie tak po prostu leżeć i nic nie robić. Ale jednego dnia, kiedy właśnie tak sobie leżałam i dopadły mnie te myśli, stwierdziłam, że nie zrobię wszystkiego w jeden dzień, a takie "przyzwolenie" na odpoczynek dobrze zrobi mojej psychice. I serio poczułam się po tym dużo lepiej. Takie dni są potrzebne.
Czy wam też bez przerwy chodzą po głowie jakieś durne melodię? Nie rozumiem tego, nawet jeżeli nie myślę o niczym (świadomie bądź nie), to w mojej głowie mimowolnie rozbrzmiewa jakaś melodyjka i cholernie ciężko się tego pozbyć. Teraz jest tak samo, nie pamiętam skąd znam tą melodię, ale kojarzy mi się z jakąś reklamą. To strasznie przeszkadza w koncentracji.
Ciekawy fakt, Ex Mojego ostatnio co raz bardziej zależy na tym żeby mnie poznać. Parę razy już się pytała Mojego, kiedy mnie pozna. Dziwne... Nie wiem czy wspominałam, że Mój dalej utrzymuje z nią kontakt, chyba nie, a więc tak, rozmawiają ze sobą. Czy mnie to drażni? Trochę, ale co raz mniej, co raz bardziej jestem pewna tego, że jego uczucie do niej nagle nie wróci. Jej osoba mnie drażni, Mój pokazuje mi czasem ich wiadomości, widać doskonale, że czasem specjalnie piszę coś żeby mnie zirytować (bo wie, że rozmawiamy czasem na jej temat). Kompletnie nie mam ochoty jej poznać, nie interesuje mnie jako osoba, interesuje mnie tylko czy między Nią, a Moim nic się nie dzieje. Ufam mu, dlatego staram się stosować do jego rady, abym nie dała się jej irytować. Mój wiele mi o niej opowiadał, na samym początku okropnie nie pochlebnie, ale teraz już raczej neutralnie. Z tego co On mi opowiadał (i co słyszałam od jego rodziny, znajomych itp), to uważam, że jest Ona niedojrzała, arogancka, niepoważna, ale również jest inteligentna (niechętnie to przyznaje), "przebiegła" i wyrafinowana. Wiem, wymieniłam większość złych cech, ale nic na to nie poradzę, że tak ją postrzegam, a pewnie niedługo będę mieć tą wątpliwą przyjemność ją poznać.
Trochę mnie to zdziwiło i nawet z lekka zirytowało, że tak co raz częściej mówi (co raz bardziej czynnie, np proponuje żebyśmy gdzieś poszli) żebyśmy się poznały, ale nawet mi to trochę schlebia, nie sądziłam, że moja osoba tak ją ciekawi ;p Coś tak wspomniała żebyśmy poszli gdzieś do parku, czy coś. Mam nadzieje, że nie zaproponuje tego znowu, kompletnie tego nie widzę, byłoby to co najmniej dziwne, ja, Mój i jego Ex. Jak zaproponuje to zupełnie nie mam pojęcia czy się zgodzę, tak zupełnie. Z jednej strony kompletnie nie mam ochoty, a z drugiej noszę w sobie takie uczucie żeby trochę ją poirytować i się pokazać. Jedyne czego nie chcę, to żeby widziała jakąś moją słabość, a NIESTETY moja słabość jest BARDZO widoczna. Jeżeli będę musiała ją poznać, to postaram się z całych sił nie pluć jadem (a będzie to cholernie ciężkie) :p
sobota, 12 września 2015
sobota, 5 września 2015
Wieczna egoistka
Zdecydowałam się napisać nowy post z dwóch powodów, wczoraj wydarzył się ciekawy incydent, a dziś czuje taka wewnętrzną niechęć do robienia czegokolwiek.
Zacznę od niechęci. W piątek pisałam 3 termin egzaminu z fizyki... zdałam! Cieszę się z tego bardzo. Ale dzisiejszego dnia jakoś żywcem nie mam humoru, ani ochoty nic robić. Ta niechęć jest głównie spowodowana wczorajszym incydentem.
Umówiłam się z dziewczynami, że jedziemy do Rzeszowa się trochę pobawić, nasza znajoma tam studiuje, ma mieszkanie więc jest gdzie spać. Pominę już fakt, że one postanowiły sobie jechać dzień wcześniej, a dowiedziałam się o tym trochę przez przypadek.
A więc, piątek. Po egzaminie szybko wróciłam do siebie, spakowałam się i pojechałam do mojego rodzinnego miasta. Tam w bardzo szybkim tempie wróciłam do domu, zjadłam szybko obiad i poleciałam na pociąg, tak więc bardzo zalatany dzień.
Dojechałam szczęśliwie na miejsce, znajoma po mnie wyszła i zaprowadziła do mieszkania. Zaczęło się przyjemnie, drinki, śmiechy itp. Była mowa od razu, że potem idziemy do klubu i było to dosłownie obiecane (Bo jaki jest sens jechać taki kawał tylko po to żeby siedzieć w domu?). Moje znajome stwierdziły, że chcą iść wcześniej napić się jeszcze w plenerze, a więc poszłyśmy.
Siedzimy sobie, pijemy, jest w sumie przyjemnie, aż tu nagle kończy się alkohol, a więc jak było mówione idziemy do klubu. Jedna z nich, (nazwijmy ją żeby było łatwiej "Z") najebała się konkretniej, a więc zrobiła się lekka akcja, że wracamy do domu bo ona jest pijana, ale suma sumarum w końcu poszłyśmy do klubu.
Zaczynamy sobie tańczyć, jest całkiem miło, już zapominamy o lekkiej spinie. Jedna z dziewczyn odłączyła się dosłownie na chwilę, tańczyła z jakimś facetem i zniknęła nam z pola widzenia. Z zaczyna wpadać w panikę, że trzeba jej szukać. Nie uważam aby fakt, że kogoś nie ma dwie minuty wystarczał żeby zacząć go szukać. Ale koleżanka znalazła się po dosłownie 30 sekund, więc bawimy się dalej. Bawimy się bawimy i nagle ni stąd ni zowąd, dwie te koleżanki zaczęły się kłócić i jedna gdzieś poszła. Zaczęłyśmy jej szukać, najpierw po klubie, potem wyszłyśmy na zewnątrz.
Tutaj właśnie zaczyna się zabawa. Wszystkie poddenerwowane zaistniałą sytuacją już, gadamy gdzie ona może być, ja powiedziałam, że zamiast stać i przez 10 minut debatować nad tym czy ona może wróciła do mieszkania, a może poszła gdzieś indziej, lepiej będzie jak aktywnie jej poszukamy. Tutaj wtrąciła się Z mówiąc mi, że jestem &^*, że gdzie niby chce ją szukać, na co ja odpowiedziałam jej żeby przestała tak gadać bo mnie wkurza (trochę innymi słowami).
Nagle ona wypaliła do mnie z tekstem, że dobrze, że mnie Mój chłopak nie wkurza. Wkurzyłam się na takie nawiązanie do Niego, żeby ochłonąć wróciłam do klubu żeby przy okazji poszukać Zaginionej.
Tutaj przerwę na chwilę i powiem, że ja nie zależnie od tego czy wypije czy nie, potrafię się zachować, nigdy po alkoholu z nikim nie wszczynam awantur, z nikim się nie szarpie, nie stroje fochów i nigdzie nie uciekam.
Wracam do nich po kilku minutach, pytam czy Zaginiona się znalazła. "Z" zaczęła mnie przepraszać za to co powiedziała (swoją drogą kompletnie nie wiem po co tak bezsensu Jego w to wplątała), zaczęła mi mówić, że ona mnie przeprasza, ale ona go nielubi i że go nie polubi, ale nie musi, że ważne, że my się kochamy, że według niej jest dziwne. Zrobiło mi się przykro, ale powiedziałam, że nie musi go lubić i tyle, zostałyśmy pogodzone.
Chwilę po tym zajściu Zaginiona się znalazła, koleżanka podeszła do niej i w mało kulturalny sposób zaczęła ją ochrzaniać (i słusznie) za to że tak poszła. Na co Była-Zaginiona, znowu sobie poszła gdzieś, nie udało nam się ją dogonić. Ja już co najmniej poddenerwowana cała sytuacją powiedziałam, że nie ma sensu za nią bez przerwy latać i że jak ona się tak zachowuję to ja mam to powoli gdzieś. Na co od Z usłyszałam, że jak Zawsze jestem Egoistką i to mnie zabolało najbardziej. Bo ja osobiście za egoistkę się nie uważam (a kiedy ona to powiedziała, zastanowiłam się czy może aby faktycznie nie jestem), zawsze to ja nad wszystkimi piecze trzymałam (a tego typu akcje przy nich są naprawdę często). Ta moja postawa faktycznie była lekko egoistyczna, bo podyktowane to było tym, że miałam już naprawdę dość takich ich zachowań, bo przyjechałam tutaj taki kawał drogi, bo chciałam się zabawić i w końcu trochę odpocząć. Nie przeczę, że to nie było egoistyczne, ale uważam, że mam prawo czasem do odrobimy egoizmu i że nie muszę się ciągle podporządkowywać ich humorkom, i nie uważam żeby to czyniło ze mnie egoistkę.
Pokłóciłam się z Z, potem ona znowu zaczęła mnie przepraszać, ale mało mnie to obchodziło, bo raz się może zdarzyć, ale po raz kolejny już nie miałam zamiaru tego znosić. Odeszłam od nich kawałek żeby pobyć sama. Potem rozmawiałam chwilę z kumpelą, ona stwierdziła, że nie powinnam się przejmować jej gadaniem, zaczęła mnie pocieszać. Powiedziałam jej, że żałuję, że tu przyjechałam i że jutro wyjeżdżam, zrozumiała mnie.
Dziś rano zaczęłam się zbierać do wyjścia, na co dziewczyny nie chciały mnie wypuścić, stwierdziły, że Z mnie przeprosiła więc mnie nie rozumieją czemu chce jechać. Powiedziałam im prawdę, że chce wracać do domu i kompletnie nie mam ochoty tutaj zostać dłużej. Po długim tłumaczeniu tego samego w końcu dostałam kluczę.
Przydługa historią wiem, bardzo szczegółowo opisuje całe zdarzenie.
Podsumowując, bo pół dnia o tym myślałam. Uważam, że czasem mam prawo do odrobiny egoizmu, uważam, że dobrze zrobiłam, że postawiłam na swoim i wróciłam do domu. Co nie zmienia faktu, że zostało we mnie takie nieprzyjemne uczucie.
Boli mnie ich postawa wobec Mojego Chłopaka, oceniają go przez bardzo wąski pryzmat, po jednym wieczorze spędzonym w swoim towarzystwie. Na odchodne jeszcze Z mi powiedziała, że ona mnie wczoraj przepraszała, że klękła przede mnie i rzuciła w moim stronę tekstem "Ciekawe czy twój xyz (Mój chłopak) kiedykolwiek przed tobą uklęknie, może jakby ci się oświadczał, a i w to wątpię".
Nie rozumiem na jakiej podstawie wyrzuca mi aluzje, że on mnie nie szanuję (bo o to jej chodziło). Ja w przeciwieństwie do nich jeżeli ktoś mi mówi coś takiego, albo mnie w jakiś sposób oskarża, to staram się to przemyśleć, czy może faktycznie tak jest. W tym przypadku nie było inaczej.
Fakt nasz związek nie wygląda tak, że on mi we wszystkim nadskakuję, ale ja tego nie chcę! Jesteśmy ze sobą nawzajem szczerzy i z pełną stanowczością mogę stwierdzić, że jakakolwiek aluzja/sugestia o tym, że on mnie rzekomo nie szanuję jest co najmniej obraźliwa, dla mnie i dla niego.
Przy nikim innym nie czułam się tak dobrze i nigdy nie czułam się tak doceniona i kochana jak przy Nim.
To koniec tego przydługiego postu, chciałam to z siebie wyrzucić i przy okazji mieć pamiątkę żeby nie zapomnieć.
Zacznę od niechęci. W piątek pisałam 3 termin egzaminu z fizyki... zdałam! Cieszę się z tego bardzo. Ale dzisiejszego dnia jakoś żywcem nie mam humoru, ani ochoty nic robić. Ta niechęć jest głównie spowodowana wczorajszym incydentem.
Umówiłam się z dziewczynami, że jedziemy do Rzeszowa się trochę pobawić, nasza znajoma tam studiuje, ma mieszkanie więc jest gdzie spać. Pominę już fakt, że one postanowiły sobie jechać dzień wcześniej, a dowiedziałam się o tym trochę przez przypadek.
A więc, piątek. Po egzaminie szybko wróciłam do siebie, spakowałam się i pojechałam do mojego rodzinnego miasta. Tam w bardzo szybkim tempie wróciłam do domu, zjadłam szybko obiad i poleciałam na pociąg, tak więc bardzo zalatany dzień.
Dojechałam szczęśliwie na miejsce, znajoma po mnie wyszła i zaprowadziła do mieszkania. Zaczęło się przyjemnie, drinki, śmiechy itp. Była mowa od razu, że potem idziemy do klubu i było to dosłownie obiecane (Bo jaki jest sens jechać taki kawał tylko po to żeby siedzieć w domu?). Moje znajome stwierdziły, że chcą iść wcześniej napić się jeszcze w plenerze, a więc poszłyśmy.
Siedzimy sobie, pijemy, jest w sumie przyjemnie, aż tu nagle kończy się alkohol, a więc jak było mówione idziemy do klubu. Jedna z nich, (nazwijmy ją żeby było łatwiej "Z") najebała się konkretniej, a więc zrobiła się lekka akcja, że wracamy do domu bo ona jest pijana, ale suma sumarum w końcu poszłyśmy do klubu.
Zaczynamy sobie tańczyć, jest całkiem miło, już zapominamy o lekkiej spinie. Jedna z dziewczyn odłączyła się dosłownie na chwilę, tańczyła z jakimś facetem i zniknęła nam z pola widzenia. Z zaczyna wpadać w panikę, że trzeba jej szukać. Nie uważam aby fakt, że kogoś nie ma dwie minuty wystarczał żeby zacząć go szukać. Ale koleżanka znalazła się po dosłownie 30 sekund, więc bawimy się dalej. Bawimy się bawimy i nagle ni stąd ni zowąd, dwie te koleżanki zaczęły się kłócić i jedna gdzieś poszła. Zaczęłyśmy jej szukać, najpierw po klubie, potem wyszłyśmy na zewnątrz.
Tutaj właśnie zaczyna się zabawa. Wszystkie poddenerwowane zaistniałą sytuacją już, gadamy gdzie ona może być, ja powiedziałam, że zamiast stać i przez 10 minut debatować nad tym czy ona może wróciła do mieszkania, a może poszła gdzieś indziej, lepiej będzie jak aktywnie jej poszukamy. Tutaj wtrąciła się Z mówiąc mi, że jestem &^*, że gdzie niby chce ją szukać, na co ja odpowiedziałam jej żeby przestała tak gadać bo mnie wkurza (trochę innymi słowami).
Nagle ona wypaliła do mnie z tekstem, że dobrze, że mnie Mój chłopak nie wkurza. Wkurzyłam się na takie nawiązanie do Niego, żeby ochłonąć wróciłam do klubu żeby przy okazji poszukać Zaginionej.
Tutaj przerwę na chwilę i powiem, że ja nie zależnie od tego czy wypije czy nie, potrafię się zachować, nigdy po alkoholu z nikim nie wszczynam awantur, z nikim się nie szarpie, nie stroje fochów i nigdzie nie uciekam.
Wracam do nich po kilku minutach, pytam czy Zaginiona się znalazła. "Z" zaczęła mnie przepraszać za to co powiedziała (swoją drogą kompletnie nie wiem po co tak bezsensu Jego w to wplątała), zaczęła mi mówić, że ona mnie przeprasza, ale ona go nielubi i że go nie polubi, ale nie musi, że ważne, że my się kochamy, że według niej jest dziwne. Zrobiło mi się przykro, ale powiedziałam, że nie musi go lubić i tyle, zostałyśmy pogodzone.
Chwilę po tym zajściu Zaginiona się znalazła, koleżanka podeszła do niej i w mało kulturalny sposób zaczęła ją ochrzaniać (i słusznie) za to że tak poszła. Na co Była-Zaginiona, znowu sobie poszła gdzieś, nie udało nam się ją dogonić. Ja już co najmniej poddenerwowana cała sytuacją powiedziałam, że nie ma sensu za nią bez przerwy latać i że jak ona się tak zachowuję to ja mam to powoli gdzieś. Na co od Z usłyszałam, że jak Zawsze jestem Egoistką i to mnie zabolało najbardziej. Bo ja osobiście za egoistkę się nie uważam (a kiedy ona to powiedziała, zastanowiłam się czy może aby faktycznie nie jestem), zawsze to ja nad wszystkimi piecze trzymałam (a tego typu akcje przy nich są naprawdę często). Ta moja postawa faktycznie była lekko egoistyczna, bo podyktowane to było tym, że miałam już naprawdę dość takich ich zachowań, bo przyjechałam tutaj taki kawał drogi, bo chciałam się zabawić i w końcu trochę odpocząć. Nie przeczę, że to nie było egoistyczne, ale uważam, że mam prawo czasem do odrobimy egoizmu i że nie muszę się ciągle podporządkowywać ich humorkom, i nie uważam żeby to czyniło ze mnie egoistkę.
Pokłóciłam się z Z, potem ona znowu zaczęła mnie przepraszać, ale mało mnie to obchodziło, bo raz się może zdarzyć, ale po raz kolejny już nie miałam zamiaru tego znosić. Odeszłam od nich kawałek żeby pobyć sama. Potem rozmawiałam chwilę z kumpelą, ona stwierdziła, że nie powinnam się przejmować jej gadaniem, zaczęła mnie pocieszać. Powiedziałam jej, że żałuję, że tu przyjechałam i że jutro wyjeżdżam, zrozumiała mnie.
Dziś rano zaczęłam się zbierać do wyjścia, na co dziewczyny nie chciały mnie wypuścić, stwierdziły, że Z mnie przeprosiła więc mnie nie rozumieją czemu chce jechać. Powiedziałam im prawdę, że chce wracać do domu i kompletnie nie mam ochoty tutaj zostać dłużej. Po długim tłumaczeniu tego samego w końcu dostałam kluczę.
Przydługa historią wiem, bardzo szczegółowo opisuje całe zdarzenie.
Podsumowując, bo pół dnia o tym myślałam. Uważam, że czasem mam prawo do odrobiny egoizmu, uważam, że dobrze zrobiłam, że postawiłam na swoim i wróciłam do domu. Co nie zmienia faktu, że zostało we mnie takie nieprzyjemne uczucie.
Boli mnie ich postawa wobec Mojego Chłopaka, oceniają go przez bardzo wąski pryzmat, po jednym wieczorze spędzonym w swoim towarzystwie. Na odchodne jeszcze Z mi powiedziała, że ona mnie wczoraj przepraszała, że klękła przede mnie i rzuciła w moim stronę tekstem "Ciekawe czy twój xyz (Mój chłopak) kiedykolwiek przed tobą uklęknie, może jakby ci się oświadczał, a i w to wątpię".
Nie rozumiem na jakiej podstawie wyrzuca mi aluzje, że on mnie nie szanuję (bo o to jej chodziło). Ja w przeciwieństwie do nich jeżeli ktoś mi mówi coś takiego, albo mnie w jakiś sposób oskarża, to staram się to przemyśleć, czy może faktycznie tak jest. W tym przypadku nie było inaczej.
Fakt nasz związek nie wygląda tak, że on mi we wszystkim nadskakuję, ale ja tego nie chcę! Jesteśmy ze sobą nawzajem szczerzy i z pełną stanowczością mogę stwierdzić, że jakakolwiek aluzja/sugestia o tym, że on mnie rzekomo nie szanuję jest co najmniej obraźliwa, dla mnie i dla niego.
Przy nikim innym nie czułam się tak dobrze i nigdy nie czułam się tak doceniona i kochana jak przy Nim.
To koniec tego przydługiego postu, chciałam to z siebie wyrzucić i przy okazji mieć pamiątkę żeby nie zapomnieć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)