niedziela, 27 marca 2016

Lepiej

Dawno chyba nie napisałam dwóch postów w tak krótkim czasie, ale chciałam napisać, że... jest lepiej.
Przyjechali moi rodzice na święta, miło jest spędzić z nimi trochę czasu.
Poza tym, powiedziałam Mojemu co mi leży na sercu, że czuje się trochę zaniedbywana (bo trochę dał mi do tego kolejny powód), chyba zrozumiał. Był kochany :)
Wiem, że w związku są lepsze i gorsze chwile, i mimo, że czasem cierpię, to przecież nie ma róży bez kolców.
To chyba tyle, uśmiecham się :)

piątek, 25 marca 2016

Źle

Cholernie mnie boli. Nie wiem co mam robić. Nie wiem jak mam się zachowywać.
Mój wczoraj był na imprezie gdzie była ta jego była, ok, wiedziałam, że skoro wrócił do siebie na święta to NA PEWNO go zaprosi gdzieś. Długo jak widać czekać nie musiałam, irytowało mnie to fakt, ale nie mówiłam nic Mojemu. Zawsze się martwię, irytuje i mam zły humor kiedy on się z nią spotyka. Przeżyłam. Dziś się okazało, że dzisiaj znowu się widzą, tym razem u Mojego, plus jeszcze jeden kumpel. Tutaj już nie potrafiłam przemilczeć. Powiedziałam mu 0,5% tego co mi leży na sercu, ale co z tego? On i tak zawsze uważa, że przesadzam, a słysząc tekst, że gdyby mi nie mówił to bym się nie irytowała, od razu zirytowałam się bardziej. Wiem, że on nic nie zrobi, mówiąc wprost wiem, że on mnie nie zdradzi. Ale ona jest paskudnym typem człowieka, nie ma skrupułów. Byłaby w stanie go pocałować, tak jak jest w stanie z nim flirtować (chociaż Mój uważa, że wcale tego nie robi). Ewidentnie kpi z naszego związku mówiąc mu "i tak pewnie jej nie powiesz, że się widzieliśmy", albo "piszesz do mnie bo się pewnie pokłóciliście". Boli mnie to, że mają taki kontakt i to wcale nie jest kontakt typu: po prostu znajomi, mimo, że Mój tak uważa. Fakt, że ją lubi mnie boli, fakt, że lubi spędzać z nią czas mnie boli. Jak ma mnie to nie boleć? Jak tutaj nie czuć się nie pewnie patrząc na to? Słysząc, że on przecież wie co robi, że nie mam się czym martwić, że przesadzam. Irytuje mnie, że ona zabiera część jego uwagi. Już i tak czuje niedosyt jego uwagi w moja stronę.
Mimo, że nigdy mu nie powiedziałam żeby przestał z nią gadać (mimo, że mi to proponował parę razy) i tak usłyszałam, że on się nie będzie bawił w jakieś śmieszne ultimatum, którego nawet mu nie wystawiłam. Mówi, że mnie rozumie, że rozumie moją irytację itp. To nie prawda. Nie wiem jak mam z nim rozmawiać. Nie chce wylewać swoich żali, co i tak byłoby bez celowe, bo przecież przesadzam i "co on niby ma zrobić". Czuje się cholernie niepewnie, mimo, że mieszkamy razem, ale tak naprawdę co z tego? Nasze mieszkanie wygląda tak, że On się uczy, ja się uczę, a tak faktycznie razem czasu spędzamy bardzo niewiele.
Co ja mam do cholery robić? Nie chce wywierać na nim poczucia winy, ani dawać jakiegoś ultimatum, ani do niczego zmuszać. Chciałabym żeby on chciał...
Cholernie mi ciężko, kolejny wieczór zmarnowany na szukaniu jakiegoś zajęcia żeby nie katować się i nie myśleć o tym.

niedziela, 6 marca 2016

Przemyślenia o obecnym stanie

Dawno nie pisałam tak nic po prostu, jakiś moich przemyśleń. Zwykle opisywałam co się u mnie działo, aby nie zapomnieć, bo ostatnio co raz mniej zapamiętuje zdarzeń. Bywał czas, że bardzo często zapamiętywałam całe rozmowy, kłótnie czy ważne rzeczy mi powiedziane. Teraz mam z tym ogromny problem, bardzo szybko zapominam o czym z kimś rozmawiałam, albo też dość często zapominam jakiś bardziej ważnych rzeczy, które ktoś mi powiedział.

Od dłuższego czasu żyje w ciągłej bieganinie, większość czasu spędzam na nauce. Daje mi to satysfakcje, ale ostatnio zauważyłam, że zaczęła mi przeszkadzać ta monotonia, że siedzenie cały czas w domu mnie męczy. Nigdy nie byłam typem socjalnym, zawsze stronie od ludzi, ale lubię czasem gdzieś z kimś wyjść, to odświeżające. Człowiek wtedy nie myśli o tym, co musi zrobić na jutro czy na za tydzień.
Spędzam tyle czasu na nauce, bo naprawdę chce to robić i chce w przyszłości pracować jako programista. Wiele osób mi mówiło, że i tak nie znajdę pracy w swoim zawodzie, nie cierpię tego typu gadania i nigdy w nie niewierze. Przecież kiedyś już usłyszałam, że nie pójdę na studia do Krakowa, a tu proszę :P

Nie jest mi łatwo, gdyby chodziło o sam fakt nauki, to miałabym 80% mniej stresów i zmartwień. Mówię oczywiście o moim wszechobecnym jąkaniu, mówią, że to nie powinno determinować mojego życia, że mimo to powinnam robić to co chce. Usilnie staram się to robić, ale ostatnio jest ze mną gorzej, z moją mową. Doszło do tego, że mam problem z powiedzeniem słowa "jestem" kiedy jest sprawdzana obecność. Irracjonalne prawda? Nie dokładnie wiem kiedy ten problem się narodził, ale wiem, że jest on dlatego, że obawiam się, że właśnie nie będę mieć obecności i będę musiała coś odrabiać, ustalać, co równa się temu, że będę musiała mówić. Ten strach tak sobie kiełkował powoli, teraz doszło to do etapu, że zastanawiam się czy na zajęciach będzie lista czy sprawdzenie obecności, czy prowadzący będzie się patrzył po sali żebym mogła się wspomóc podniesieniem ręki. Bo jeżeli ktoś nie będzie widział, że ja staram się zgłosić, to po prostu przeleci dalej uznając, że mnie nie ma i będzie trzeba mówić i tłumaczyć się, że jednak jestem.
Wiele osób mówi, nie denerwuj się, jak się denerwujesz to oddychaj parę razy głęboko, ale problem jest w tym, że ja się nie boje ogólnie. Mój strach narasta w chwili kiedy zbliża się do mojego nazwiska, nawet ciężko to nazwać strachem, określenie tego mała paniką będzie trafniejsze. Nie jestem niestety w stanie opanować paniki w tak krótkim czasie.

Wiem, że sama na sobie wywieram presje czy to z mową, czy z nauką, ale nie potrafię inaczej. Bo chce w swoich oczach być czegoś warta. To jest coś czego mi brakuje, mimo, że mam lepsze oceny niż większość ludzi na roku, mimo, że uważam się za bardziej ogarniętą niż reszta, to i tak podświadomie czuje się gorszą kategorią człowieka.

Ciągle towarzyszy mi lęk czy wyrobie się ze wszystkim co mam do roboty. Muszę znaleźć czas aby popracować nad sobą, jakąś relaksacje czy coś.
I generalnie powinnam zacząć ćwiczyć mowę, ale jakoś nie mam do tego motywacji, bo nigdy nie dawało to efektów na dłuższą metę. Wiem, że nigdy nie udawało mi się za długo wytrwać w tych ćwiczeniach. Ciągle towarzyszy mi przeświadczenie, że mową jak każda inna umiejętność, że byłabym w stanie to wytrenować czy odpowiednim nakładzie pracy, tak jak np nauka jazdy na snowboardzie, albo zrobienie szpagatu, czy nauka jakiegoś języka. Ale moja podświadomość pyta się mnie, jaką mam pewność, że to zadziała? Co robić aby sobie pomóc, nigdzie nie ma konkretnej instrukcji do tego. Do każdej innej umiejętności są instrukcje i gwarancja, będziesz ćwiczyć będziesz miał efekty, a w tym przypadku nie ma tej pewności...