piątek, 21 lipca 2017

Jestem szczęściarą

Bardzo dawno tutaj nic nie pisałam. Nie będę się rozwodzić nad tym dlaczego nie miałam czasu, bo w sumie nie wiem czy ktokolwiek tutaj jeszcze zagląda, ale chciałabym się skupić na teraźniejszości.

Obserwuje od dłuższego czasu pewne zjawisko, to wszechobecne niezadowolenie. Na pracę, na przyjaciół, faceta, rodzinę czy kto tam wie jeszcze na co.
Wychowałam się w bloku, jak można się domyślić nie mieszkali tam raczej ludzie zamożni. Zauważyłam, że ludzie wcale nie mają ochoty podjąć żadnego wysiłku żeby poprawić swoją sytuacje, wolą tkwić w stanie "w polscę to i tak nie ma pracy". Tak siedzą i narzekają, mając albo jakąś kiepsko płatną pracę albo nie mając jej wcale i "szukając".
Przecież to oczywiste, że żeby zarobić więcej pieniędzy, to trzeba się umordować jak dzik, a przecież pieniądze nie są takie ważne żeby aż tak się cisnąć. Po co szkoła? I tak żadne wykształcenie nie da nam gwarancji pracy, a poza tym, to komu by się chciało siedzieć i się uczyć?

Z drugiej strony jestem ja, szczęściara, która wygrała los na loterii. Jej rodzice wyjechali w końcu za granicę i było ich stać żeby posłać córkę na studia do Krakowa. Ma całkiem dobre oceny na studiach, udało jej się zdobyć stypendium naukowe. Udało jej się znaleźć dobrze płatną pracę, gdzie na 3/5 etatu zarabia więcej niż ja na cały etat pracując fizycznie w sklepie. Ale ona to ma farta w życiu.

Nikt mi nigdy nie powiedział tego tymi słowami, ale słowa o tym, że rodzice mi zapewnili życie w Krakowie i niedowierzanie, dlaczego udało mi się dostać taką pracę, to słyszałam.
Nikt tylko nie pomyśli, ba, nikt nie chce nawet wysłuchać, że podjęłam decyzje o studiach w Krakowie zanim moi rodzice w ogóle mieli w planach wyjazd za granice, że miałam 3 plany na to jak się tutaj utrzymam. Te plany obejmowały też delikatną pomoc od rodziców, ale wtedy liczyłam z ich strony na pomoc w postaci 3-4 stówek (które i tak by oszczędzili gdybym z nimi nie mieszkała). Te plany obejmowały również kwestie dorywczej pracy, stypendium socjalnego, mieszkania w akademiku żeby koszta jak najbardziej ograniczyć, wyjazdu za granicę na wakacje do pracy.

Nikt nie uwierzy w fakt ile czasu poświęcałam na naukę ażeby wyrobić taką średnią żebym się zakwalifikowała na stypendium naukowe. Przecież komu by się chciało prawie cały czas uczyć, na pewno większość czasu to się opieprzałam.

Nikt się nie zastanowi, że pracę zdobyłam dzięki nabytych w pocie czoła umiejętnościach, które pokazałam podczas testu na staż, a potem, że byłam na tyle dobra, że zaproponowali mi dalszą pracę.

/////////////
@Offtop update
Zaczęłam pisać ten post 27.02.2017, kiepsko mi ostatnio idzie pisanie, a przerwę z tego co widzę miałam ponad rok.
/////////////

Mam problem od dłuższego czasu w byciu zadowoloną, w zasadzie to z czegokolwiek, dlatego dość ciężko mi kontynuować tego posta.
Nie sądzę żeby komukolwiek przyszło przez myśl to, że może nawet miałam trochę gorzej, ze względu na to, że się jąkam. Ludzie nie są w stanie sobie wyobrazić jak to jest żyć w ciągłym lęku i w często w poczuciu beznadziei, że nie jest się w stanie wypowiedzieć swobodnie.
Często słuchając jakiś prezentacji np. na zajęciach, łapie się na tym, że wsłuchuje się w płynność kogoś głosu, jak bardzo mi się to podoba i denerwuje mnie fakt, że ta 'umiejętność' jak tak powszechna, a ja jej nie posiadam. Czemu nikt nie powie, że to oni są szczęściarzami?

wtorek, 21 czerwca 2016

Trochę wolnego

Mam trochę wolnego, tzn teoretycznie.
Nie zdałam jednego egzaminu, uczyłam się na niego 3 dni, byłam obkuta naprawdę mocno, ale dał takie dziwne pytania i trafiłam jeszcze do tej gorszej grupy, że no nie dało się.
Ale "cieszyłam" się z tego, że nie zdałam, bo nie chciałam dostać z tego 3, bo to by mi zaniżyło średnią i praktycznie odebrało szanse na stypendium o które chce się starać po tym semestrze.
W sumie próbując patrząc obiektywnie, to miałam nie fart w tym semestrze, głównie pod względem prowadzących i trochę na egzaminach, ale mimo to udało mi się wyciorać całkiem dobrą średnią, ale i tak czuje niedosyt, jak zawsze...
Nie mam pojęcia czy nadejdzie kiedyś taki czas, że będę z siebie zadowolona, nie potrafię sobie tego wyobrazić.

Niedługo zaczynam ten staż i boje się tego bardzo, ale muszę dać radę.

Dosłownie kilka dni temu zostałam zapytana przez mojego brata czy nie chciałabym zostać matką chrzestną ich synka. Zdziwiło mnie to niesamowicie, bo myślałam, że już kogoś wybrali, a poza tym myślałam, że jestem ostatnią możliwą kandydatką na to stanowisko. Bo któż by chciał za chrzestną dla swojego dziecka mieć jąkałę? Pomijając moje zdziwienie, to zrobiło mi się bardzo miło z tego powodu, że mnie wybrali. Nie wiem dokładnie czym się kierowali w wyborze, swoje sceptyczne myśli, które sukcesywnie wypraszam, jednak zachowam dla siebie.

Ta informacja dodatkowo wzmogła we mnie uczucie, że to już praktycznie takie w 100% dorosłe życie, coraz więcej obowiązków, bycie chrzestną, praca, studia... Jak tutaj nie zwariować?
Muszę znaleźć na to jakiś sposób, aby radzić sobie z tą presją, którą sama w sumie na siebie wywieram.

Mimo, że mam trochę tego wolnego, to i tak czuje, że każdy coś ode mnie oczekuje. Tutaj znajoma chce się ze mną spotkać (wiem, że to może głupie, ale czuje się lekko do tego przymuszona), nie chce jej olewać, ale też średnio mam ochotę na towarzystwo. Tutaj też siostra nalega żebym poszła z nią do jej nowego faceta. Nie przepadam za gościem, pewnie jeszcze o nim nie raz napiszę, ale teraz tylko powiem, że ma 36 lat i 2 dzieci.

Już jakiś czas temu o tym myślałam i muszę w końcu zacząć, o zrobieniu sobie takiego "pamiętnika/notatnika" opisującego wszystkie dobre chwile z Moim. Złapałam się na tym, że te chwile uciekają, zapomina się o nich, chciałabym mieć taką pamiątkę.

środa, 25 maja 2016

Dobry dzień

Dziś był naprawdę dobry dzień.
Z samego rana poszłam z Moim do lekarza na usg. Nie ja miałam robione usg, tylko on.
W poniedziałek był pierwszy raz, zbadać okolice nerki, bo on dłuższego czasu odczuwa tam dyskomfort. Lekarz mu powiedział, że jest tam coś nie wyraźnego, najprawdopodobniej dodatkowa miednicza, ale może być to też np. guz. Zapisał go do znajomej lekarz na środę żeby też sprawdziła.
Martwiłam się tym, ale byłam dobrej myśli, bo na logikę gdyby to był guz, to miałby jakieś przerzuty (bo podobno to dość spore było), a tak to wszystkie wyniki i wszystko inne miał w normie.
Dziś ostatecznie się potwierdziło, że to faktycznie ta dodatkowa miedniczka, ale ma jeszcze przyjść na wizytę kontrolną za 2 miesiące.

Potem, prawie zaraz jak wróciliśmy, dowiedziałam się, że dostałam się na wakacyjny staż. Byłam na liście rezerwowych, co mnie trochę zdemotywowało, ale musiałam być dość wysoko, bo bardzo szybko mnie powiadomili, że jednak się dostałam. Mój też się dostał, ale wcześniej (bez bycia na rezerwowej). Cieszę się bardzo, ale też trochę się boje, z wiadomych względów, ale dam sobie rade, nie mam za bardzo wyjścia.
Żałuje, że nie będę w stanie pojechać do rodziny do Anglii, bo końcem czerwca ma się urodzić mój bratanek. Tzn będę w stanie pojechać, ale tylko na tydzień, bo tyle mogę sobie urlopu wziąć, ale jeszcze nie wiem kiedy.
Czekam jeszcze tylko na odpowiedz zwrotną, czy poprawnie wypełniłam formularz.

Zabawny fakt, Mój pokłócił się o coś z tą swoją była i ona go zablokowała na fb ;p
Trochę dziecinne, ale nie powiem żeby nie sprawiło mi to jakiejś tam radości.
Chociaż wiem, że i tak prędzej czy później się pogodzą, bo jeszcze zostaje przyjaciółka tej byłej, która na pewno go prędzej czy później zaprosi gdzieś na imprezę. Ale na razie cieszę się chwilą :D

@Add

Naszła mnie taka refleksja, ludzie modłą się do Bogów kiedy mają jakiś problem, a jak jest dobrze, to kompletnie wyżej wymienionymi bóstwami się nie interesują. Ja chodź jestem ateistką/agnostykiem, jestem wdzięczna losowi, życiu za to co mam. Mimo, że nie zawsze tak jest, bo w tych gorszych chwilach bywa różnie. To w takie dni jak ten kiedy parę trosk spadło z serca, kiedy czuje się spełniona i szczęśliwa, chciałabym wszystkim (w tym także i sobie) powiedzieć, dziękuje.

poniedziałek, 2 maja 2016

Post v2

Zdecydowałam się na usunięcie wcześniejszego postu, bo był pisany po pijaku i nie miał większego sensu. Więc zacznę jeszcze raz.
Dostaliśmy z Moim zaproszenie na ognisko, nie wiedzieliśmy, że będzie jego była, ale ja byłam o tym przekonana, bo mocno przyjaźni się z gospodarzem. Zgodziłam się, powiedziałam Mojemu, że będę próbować się dobrze bawić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że raczej nie chce tam iść. "Chciałam" tam iść ze względu na niego, nie chce żeby przeze mnie musiał opuszczać jakieś imprezy.
I faktycznie, postanowiłam sobie, że nawet jak mi się to nie podoba, to chociaż będę udawać, że się dobrze bawię żeby jemu tej zabawy nie zepsuć. Bo zgadzanie się na pójście tam tylko po to żeby pokazywać jak mi się nie podoba byłoby bezsensu.
Stresowałam się trochę, bo nie lubię poznawać nowych osób i nie lubię spędzać czasu w towarzystwie nieznajomych i osób, które nie lubię.
Ale tak się złożyło, że byliśmy pierwsi więc to w sumie było dla mnie najlepsze.

Potem zaczęło się zbierać towarzystwo i przyszła Ona, wraz ze swoją przyjaciółką, którą do tej pory nie miałam okazji poznać. Automatycznie miałam do niej awersje, bo będąc jej najlepszą przyjaciółką stwierdziłam, że musi być bardzo podobna. Trochę się pomyliłam, była dość sympatyczna, na pewno bardziej niż Ona, chociaż nie mogę powiedzieć, że ją lubię, bo Mój wspominał mi, że ona(ta przyjaciółka) mu mówiła, że wygląda na to jakby Ona (była) chciała do niego wrócić. Takie sugestie są moim zdaniem nie na miejscu, gdyż pokazuje jak bardzo "śmieszy" ich nasz związek. Wydaje mi się, że uważają, że Mój nie traktuje mnie poważnie, gdyż chodzi na imprezy, spotyka się z Nią i Ona myśli, że on mi o tym nie mówi.
Nie chce sypać imionami, dlatego mam nadzieje, że ktoś się połapie w tym ;p

W skrócie. Nie było beznadziejnie, mimo, że Ona sypała paroma dwuznacznymi tekstami w stronę Mojego, ale próbowałam to ignorować. Właściwie nie bardzo wiem jak mam się zachowywać w takich sytuacjach, czy ignorować czy może spróbować jej zwrócić jakoś uwagę. Ale wydaje mi się, że zwrócenie uwagi nie jest najlepszym pomysłem.
Bardzo mnie zastanawia dlatego ona się zachowuje w ten sposób, jest to dla mnie nie zrozumiałe i uważam to za trochę żałosne. Jakaś dziwna próba zwrócenia uwagi?
Jedna sytuacja mi się podobała, kiedy mój mnie pocałował, ona coś tam mówiła i chyba to zauważyła, bo zacięła się na chwilę w połowie słowa. To zdecydowanie nakarmiło moje ego ;p

Mimo, że nie było beznadziejnie, to nie bawiłam się dobrze. Bo jak się dobrze bawić w towarzystwie osób, które dobrze się znają? Kiedy 95% rozmów jest na temat jakiś osób, albo sytuacji, których nie znam, w których nie brałam udziału.
Na koniec jak już z moim wychodziliśmy, to najpierw na pożegnanie "przytuliła" Mojego, a potem mnie. Cóż za zażyłość, nieprzyjemne to było ;p

Wiem, że sama trochę się z tym nakręcam, że wręcz nie przyjmuje do wiadomości możliwości polubienia jej. Lepiej mi jest kiedy czuje do niej negatywne emocje. Bo w sumie jakie powinnam czuć, do osoby, która "flirtuje" z Moim facetem czy próbuje coś dziwnego udowodnić? Nie podoba mi się to i nie wiem czy powinnam zobojętnieć na to czy dobrze, że mnie to irytuje. Bo jak mogłabym na to "pozwalać"?

Generalnie byłam i czułam się tam całkowicie zbędna, taki intruz w towarzystwie.
A im bardziej zastanawiam się nad Nią, tym bardziej nieprzyjemne uczucia mnie ogarniają, wręcz lekka odraza. Szkoda energii na rozmyślanie o tym i irytowanie się, ale to wcale nie jest takie proste.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Nie mam pomysłu na tytuł

Raczej rzadko zdarza mi się pisać posty najpierw w formie dokumentu, ale teraz siedzę na uczelni i średnio chce włączać bloggera ;p Nie chce żeby ktoś się przypadkiem zainteresował co robię, a widok dokumentu jest bardziej powszechny. Ostrożność przede wszystkim.
W sumie takie pisanie ma swój urok. Do zajęć mam jeszcze 30 min, a nie chce mi się nic czytać ani poprawiać żadnego projektu, bo takie poprawienie na chwile przed zajęciami często stwarza więcej problemów niż pożytku.

Zacznę trochę nie pokolei. Wczoraj się dowiedziałam, że moja pra babcia zmarła. Ostatnio miała wylew, miała operacje, którą przeżyła, więc myśleliśmy, że się jej poprawi, ale niestety. Byliśmy nie tak dawno ją odwiedzić w szpitalu. Dziwnie mi z myślą, że jej nie ma. W czwartek jest pogrzeb, muszę tak zgrać swoje zajęcia żeby zdążyć przyjechać.

Poza tym, wczoraj miałam testy kwalifikacyjne na staż do jednej firmy. Stresowałam się niesamowicie, ale koniec końców wyszłam zadowolona. Całkiem dobrze mi poszło, bardzo mało było pytań o których nie miałam pojęcia. Ale ciężko tak naprawdę stwierdzić czy się dostane czy nie, wyniki mają być końcem maja.

Nie wiem czy coś poza tym się działo. Całe dnie spędzam na robienie projektów, plus robienie rzeczy na inne zajęcia. Chociaż nie raz mam wrażenie, że za cholerę się nie wyrobie, to jednak koniec końców zawsze jakoś mi się udaje. Mam też ciągle wrażenie, że nie zdążę ukończyć tych projektów, ale jednak jakoś to ciągle idzie do przodu, chociaż dalej ciężko mi sobie wyobrazić skończony produkt. Ale jednak daje to niesamowitą satysfakcje kiedy widzę, że to działa. Chyba jedyna dziedzina życia w której jestem naprawdę sumienna i nie mam słomianego zapału ;p Bo w sumie studia narzucają mi że muszę to robić, więc nie może mi się nie chcieć. To też jest dobry sprawdzian, czy jestem w stanie pracować pod presją i nad rzeczą, którą może nie w stu procentach chce.

niedziela, 27 marca 2016

Lepiej

Dawno chyba nie napisałam dwóch postów w tak krótkim czasie, ale chciałam napisać, że... jest lepiej.
Przyjechali moi rodzice na święta, miło jest spędzić z nimi trochę czasu.
Poza tym, powiedziałam Mojemu co mi leży na sercu, że czuje się trochę zaniedbywana (bo trochę dał mi do tego kolejny powód), chyba zrozumiał. Był kochany :)
Wiem, że w związku są lepsze i gorsze chwile, i mimo, że czasem cierpię, to przecież nie ma róży bez kolców.
To chyba tyle, uśmiecham się :)

piątek, 25 marca 2016

Źle

Cholernie mnie boli. Nie wiem co mam robić. Nie wiem jak mam się zachowywać.
Mój wczoraj był na imprezie gdzie była ta jego była, ok, wiedziałam, że skoro wrócił do siebie na święta to NA PEWNO go zaprosi gdzieś. Długo jak widać czekać nie musiałam, irytowało mnie to fakt, ale nie mówiłam nic Mojemu. Zawsze się martwię, irytuje i mam zły humor kiedy on się z nią spotyka. Przeżyłam. Dziś się okazało, że dzisiaj znowu się widzą, tym razem u Mojego, plus jeszcze jeden kumpel. Tutaj już nie potrafiłam przemilczeć. Powiedziałam mu 0,5% tego co mi leży na sercu, ale co z tego? On i tak zawsze uważa, że przesadzam, a słysząc tekst, że gdyby mi nie mówił to bym się nie irytowała, od razu zirytowałam się bardziej. Wiem, że on nic nie zrobi, mówiąc wprost wiem, że on mnie nie zdradzi. Ale ona jest paskudnym typem człowieka, nie ma skrupułów. Byłaby w stanie go pocałować, tak jak jest w stanie z nim flirtować (chociaż Mój uważa, że wcale tego nie robi). Ewidentnie kpi z naszego związku mówiąc mu "i tak pewnie jej nie powiesz, że się widzieliśmy", albo "piszesz do mnie bo się pewnie pokłóciliście". Boli mnie to, że mają taki kontakt i to wcale nie jest kontakt typu: po prostu znajomi, mimo, że Mój tak uważa. Fakt, że ją lubi mnie boli, fakt, że lubi spędzać z nią czas mnie boli. Jak ma mnie to nie boleć? Jak tutaj nie czuć się nie pewnie patrząc na to? Słysząc, że on przecież wie co robi, że nie mam się czym martwić, że przesadzam. Irytuje mnie, że ona zabiera część jego uwagi. Już i tak czuje niedosyt jego uwagi w moja stronę.
Mimo, że nigdy mu nie powiedziałam żeby przestał z nią gadać (mimo, że mi to proponował parę razy) i tak usłyszałam, że on się nie będzie bawił w jakieś śmieszne ultimatum, którego nawet mu nie wystawiłam. Mówi, że mnie rozumie, że rozumie moją irytację itp. To nie prawda. Nie wiem jak mam z nim rozmawiać. Nie chce wylewać swoich żali, co i tak byłoby bez celowe, bo przecież przesadzam i "co on niby ma zrobić". Czuje się cholernie niepewnie, mimo, że mieszkamy razem, ale tak naprawdę co z tego? Nasze mieszkanie wygląda tak, że On się uczy, ja się uczę, a tak faktycznie razem czasu spędzamy bardzo niewiele.
Co ja mam do cholery robić? Nie chce wywierać na nim poczucia winy, ani dawać jakiegoś ultimatum, ani do niczego zmuszać. Chciałabym żeby on chciał...
Cholernie mi ciężko, kolejny wieczór zmarnowany na szukaniu jakiegoś zajęcia żeby nie katować się i nie myśleć o tym.