wtorek, 9 września 2014

Wszystko i nic

Nie wiem czy ten post będzie długi czy krótki, ale może być chaotyczny.

Pierwsze co teraz mi przychodzi na myśl, to temat muzyki. Z tego względu że trafiłam na świetnego bloga (zasługa niepozwolonej), której autorka ma bardzo podobny gust muzyczny co ja. Nie wiem czy pisałam już, że lubuje się w rocku i metalu, chociaż kiedyś tak nie było. Ta zmiana nastąpiła jakieś 2 lata temu i na moje szczęście, bo dzięki temu bardzo dużo dowiedziałam się o sobie. W moim otoczeniu zawsze panował przesąd, że metal to darcie ryja, a metalowcy to szataniści, nie miałam na ten temat konkretnego zdania, ale jakoś tą muzyką wcześniej się nie interesowałam. Co mi dała muzyka? Zaczęłam bardziej akceptować siebie i przestałam się (w dużej mierze) przejmować opiniami innych. Do tamtej pory nie miałam chyba ani jednego czarnego ciucha, ale raz byłam w sklepie, chciałam sobie kupić bluzkę, znalazłam taką bardzo fajną, można rzec nawet, że lekko gotycką i przyszło mi wybierać kolor. Wzięłam czarną bluzkę pod pachę i poszłam do przymierzalni, i po prostu szok. Odkryłam, że czarny to jest kolor w którym wyglądam i czuje się najlepiej. Teraz powoli, kolekcjonuje czarne ubrania. Nie obyło się bez komentarzy w moim otoczeniu typu "ubrałaś się jak na pogrzeb" albo "nie długo pewnie zaczniesz chodzić w glanach i jeść koty", na początku mnie to drażniło, ale potem się tym nie przejmowałam, aż w końcu moje otoczenie uznało mój nowy styl ubierania za coś naturalnego.
Muzyka z tych gatunków jest ponadczasowa i każdy utwór jest inny. Aż krzywdzące jest według mnie używać, na utwory muzyki metalowej/rockowej określenia piosenka. Myślę, że dla osób rozeznanych w temacie nie będzie to odkrycie, że utwory tych gatunków np z lat 90 są piękne również w tych czasach. Każdy utwór brzmi inaczej. Ja jestem tolerancyjna do innej muzyki, ale weźmy taki pop, dopóki jakaś piosenka jest na listach przebojów to się jej słucha, a potem odchodzi w niepamięć i większość z nich brzmi podobnie do siebie pod względem melodii i/lub tekstu.

19 września wracam do polski. Tego dnia wyjeżdżamy i będziemy ponad 1 dzień w trasie (koszmar).
Chce wrócić, tęsknie za Moim, ale jednocześnie obawiam się, bo będę musiała zmierzyć się w końcu z rzeczywistością. Sprawa studiów, mieszkania, pieniędzy i wszystkiego innego. Miałam tutaj pracować w tej Anglii, a wyszło tak, że pracowałam tylko raz i obawiam się, że znowu teraz nie zrobię tego tatuażu, bo pieniędzy zostało mi niewiele, a muszę kupić jeszcze prezent dla przyjaciółki, która miała urodziny nie dawno i coś dla Mojego, jakiś drobiazg teraz i na potem na Dzień Chłopaka, a w listopadzie ma urodziny, a ja kompletnie nie wiem co na jakąkolwiek z tych okazji mogę mu kupić.
Znam jego hobby, gitara i wędkowanie to takie główne, ale na wędkowaniu się nie znam (i nie mam aż tyle pieniędzy żeby kupić mu coś porządnego), a odnośnie gitary nie wiem co mogłabym mu kupić. Nie chce żeby to było coś oklepanego, typu koszula czy krawat...

Bardzo często mam wrażenie, że nie jestem dla niego dobrą dziewczyną, w sensie, że nie jestem kimś kim mógłby się pochwalić. Szczególnie ze względu na moją mowę, bo jak tu cieszyć się z dziewczyny, która nie umie normalnie mówić? Porozmawiać (tak jak to robi dziewczyna jego brata) swobodnie z jego rodziną czy ze znajomymi. Nie chcę żeby się wstydził mnie/za mnie. Staram się być lepsza dzięki niemu i dla niego, bo chce go uszczęśliwiać, zasługuje na to.
Problem z kupnem prezentu dla niego wynika też z tego, że jego rodzina jest dużo zamożniejsza od mojej (co czasem mnie lekko przytłacza) i wiem, że on jest przyzwyczajony do lepszych standardów dlatego też chce mu dać lepszy prezent z którego na prawdę się ucieszy, a nie z grzeczności będzie udawał.

On pisał poprawkową maturę i 12 września mają być wyniki. Wierze, że zda, ale też mam nutkę niepokoju gdyż od tego zależy bardzo dużo. Między innymi mieszkanie i nasza przyszłość... On mówił, że jak nie zda, to wyjeżdża do Anglii i że chciałby mnie wtedy "porwać", ale ja mam życie w Polsce, a nie jesteśmy ze sobą aż tyle żebym była w stanie rzucić całe życie żeby z nim wyjechać...

Chyba odkryłam co jest przyczyną tego mojego NaNicNieMamOchoty nastroju, a mianowicie, to iż bardzo pogorszyła mi się koncentracja, niezmiernie ciężko mi się na czymkolwiek skupić, a sądzę, że jest to spowodowane harmiderem panującym w Tym domu. Liczę, że w Polsce będzie lepiej...
Dzisiaj udało mi się skupić, na czytaniu pewnej strony i przypomniałam sobie jakie to świetne uczucie. Uczucie takiego skupienia i zaciekawienia opisywanym tematem, który nie dość, że czuję w środku, to nawet jestem w stanie poczuć jego zapach i smak. Nie wiem czy ktokolwiek odczuwa/odczuwał to tak jak ja, jeżeli tak to gorąco pozdrawiam.

Jestem pewna, że coś jeszcze chciałam napisać, ale pewnie jak zwykle sobie nie przypomnę...
Wiem, wiem, że mówiłam to dużo razy, ale chce się wziąć za siebie (mój świetny, słomiany zapał). Ale tym razem, chce to zrobić bardziej optymalnie, metodą mniejszych kroczków. Bo moje noworoczne postanowienia były do zrealizowania, ale gdybym mieszkała całkiem sama i cały mój dzień był uzależniony od mojej woli. Ale niestety tak nie jest (i nie będzie) więc pozostaje wziąć siły na zamiary i zrobić niedługo jakiś plan działania.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz