Dziś zostałam "zbesztana" przez moja mamuśke. Powiedziałam jej, żeby mi W KOŃCU kupiła resztę książek do szkoły, dość wyraźnie podkreśliłam W KOŃCU, na co ona "jak ty sie do mnie wyrażasz?".
Ja w tym zdaniu niewidzę nic do czego mogła by się przyczepić, fakt może najmilej to niepowiedziałam, ale już jest listopad, a ja dalej nie mam książek. Rozumiem, że teraz jest ciężko u nas z pieniędzmi, ale gdyby faktycznie było tak źle i oszczędzalibyśmy na wszystkich niepotrzebnych pierdołach, to ani trochę bym się o to niewściekała. Ale jeżeli na wszystko jest pieniądze tylko nie na to co mi jest potrzebne, to trochę nie w porządku. Na papierosy pieniądze są, na to żeby mojej siostrze dać jak poprosi też zazwyczaj jest, ale jak ja proszę o coś co jest mi potrzebne typu właśnie te książki, to jakoś tych pieniędzy wiecznie niema.
Śmieszy mnie zawsze jak rodzice wymagają określonego zachowania np. nie przeklinania, niepicia alkoholu itp a sami to robią... Hipokryzja.
Wiele rzeczy jestem w stanie zrozumieć, ale toku rozumowania członków mojej rodziny, nie jestem w stanie pojąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz